Tuż po II wojnie światowej
Nowe ludowe państwo wzięło sprawy zawodowe geodetów w swoje ręce, kiedy trwały jeszcze działania zbrojne, a do końca wojny było ponad pół roku. Według artykułu 1 dekretu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z 7 października 1944 r. do realizacji reformy rolnej mobilizacji podlegały wszystkie „siły miernicze” (wraz z przyrządami pomiarowymi), które nie ukończyły 60. roku życia. „Siłami mierniczymi” byli: inżynierowie mierniczy, mierniczy przysięgli, mierniczy, praktykanci i absolwenci szkół mierniczych. Kto nie podporządkował się mobilizacji, ryzykował 2 lata więzienia, a dodatkowo utratę prawa wykonywania zawodu na 5 lat. Godne uwagi jest to, że w dekrecie mówi się o mierniczych przysięgłych. Następny raz pojawią się oni w dokumencie tej rangi w 1952 r. To, czego w międzywojennej Polsce nie udało się zrobić przez dwadzieścia lat – utworzyć centralnego organu geodezyjno-kartograficznego – młoda socjalistyczna władza dokonała w kilka miesięcy. W kolejnym dekrecie (z 30 marca 1945 r.) powołano do życia Główny Urząd Pomiarów Kraju, który miał centralnie planować, kierować, w dużej mierze wykonywać i dodatkowo kontrolować zadania w zakresie geodezji i kartografii.
Od razu też przystąpiono do policzenia ludzi, którzy mogliby te zadania realizować. Okazało się, że 1 grudnia 1945 r. zarejestrowanych było w Polsce:
- 107 inżynierów mierniczych przysięgłych,
- 245 mierniczych przysięgłych,
- 164 inżynierów mierniczych,
- 403 mierniczych,
- 317 techników mierniczych
- 157 kreślarzy,
- 205 osób pomocniczych.
Razem zaledwie 1598 osób. O ponad połowę mniej aniżeli tuż przed wybuchem wojny. Mniej o tych, którzy w sześcioletniej zawierusze polegli, zmarli, wyemigrowali, zmienili zawód – wszystko razem. W kraju zniszczonym i spustoszonym, właśnie podejmującym największy chyba w historii wysiłek odbudowy, brakowało ludzi, od których rozpoczyna się wznoszenie czegokolwiek.
Celem pierwszoplanowym GUPK było sporządzenie jednolitej mapy gospodarczej państwa, która miała być podstawą do planowania, prowadzenia ksiąg wieczystych i katastru. W ciągu pół roku zorganizowano służbę geodezyjną na szczeblu centralnym i terenowym (wydziały, referaty i biura pomiarów). W końcu 1945 r. doliczono się już 144 prywatnych biur zatrudniających ponad 300 mierniczych. Jeszcze w tym samym roku uregulowano sprawy dotyczące nadawania tytułu mierniczego przysięgłego oraz otwierania nowych biur. Do 1 marca 1946 r. mierniczowie musieli np. zaopatrzyć się w legitymacje zawodowe. Wraz z normalizacją życia w kraju powstawało tych biur coraz więcej. Przed powołaną przez GUPK Państwową Komisją Egzaminacyjną stawali kolejni kandydaci na „przysięgłych”. W pierwszej powojennej sesji tej komisji – 30.01-6.02.1946 r. – tytuł otrzymały 34 osoby, w majowej – 26, a w październikowej – 22. Do końca 1947 r. egzamin zdały 122 osoby. Urządzano kursy kwalifikacyjne, a pracownikom służby geodezyjnej ułatwiano ukończenie studiów na Politechnice Warszawskiej. Wszystko podporządkowano nie cierpiącej zwłoki odbudowie kraju.
Liczne już prywatne biura wykonały znaczną część zadań geodezyjnych przy reformie rolnej (do końca 1946 r. rozparcelowano 1,3 mln ha gruntów) oraz przy pomiarach miast i osiedli. W końcu 1946 r. było już 628 mierniczych przysięgłych i 306 biur pomiarowych. W całym kraju pracowało w geodezji i kartografii około 2600 osób. Wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Także w wolnym zawodzie mierniczego przysięgłego. W 1949 r. ukończono trzyletni plan odbudowy kraju. Przymierzano się do planu sześcioletniego. Wytyczono ambitne zadania, m.in.: założenie sieci triangulacyjnej i niwelacyjnej, wydanie atlasu Polski, wykonanie mapy gospodarczej kraju, założenie nowego katastru. Do ich realizacji powołano wiele przedsiębiorstw państwowych, bowiem – według głównego urzędu – biura mierniczych przysięgłych nie nadążały z zadaniami, jakie przed nimi stawiało państwo. Nie nadążały, bo nie mogły. Zbyt dużo było zadań, a zbyt mało ludzi i sprzętu, zbyt niskie stawki, jak chociażby za prace przy reformie rolnej. Nie przemawiał argument, że w niespełna trzy lata reformę tę przeprowadzono na obszarze 5 mln hektarów i że była ona o wiele głębsza od przedwojennej, bo nie o argumenty i nadążanie wtedy chodziło. W roku 1950 obowiązywała już bowiem retoryka zupełnie odmienna od tej z 1945.
Bez mierniczych przysięgłych
Pierwszym wyraźnym sygnałem tego, jak państwo traktować będzie wolne zawody, były dekrety z 1946 r. o podatku dochodowym i obrotowym. Przedsiębiorstwa państwowe (i związki samorządowe) objęte planem gospodarczym były opodatkowane w wysokości co najwyżej 10%. Inne podmioty na rynku – aż do 80%. Jeśli w cztery lata później, w 1950 r., ktokolwiek jeszcze miał złudzenia co do prawdziwych intencji władzy, to cytowane niżej dwa zdania, spośród wielu podobnych, jakie ukazały się wówczas na łamach jedynego branżowego czasopisma – „Przeglądu Geodezyjnego”, musiały je rozwiać.
„W odróżnieniu od kapitalizmu, gdzie produkcję opierano na leseferyźmie, socjalistyczna organizacja pracy rozwijana jest na podłożu ogólnokrajowego planu i zadań, jakie ten plan wyznacza przedsiębiorstwu”. [Bronisław Lipiński, Organizacja i dyscyplina pracy, „Przegląd Geodezyjny” nr 3-4/1950.]
„W miernictwie sektor prywatny reprezentuje tzw. wolny zawód mierniczego przysięgłego, istniejący jeszcze dzisiaj, choć obecny ustrój wytrącił mu częściowo możliwości wyzysku personelu w takim stopniu, jak to mogło mieć miejsce przed wojną” [Tadeusz Michalski, Na nowej drodze, „Przegląd Geodezyjny” nr 5/1950.]
Dla prywatnego biznesu, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, nie było miejsca w kroczącej ku komunizmowi ojczyźnie. Nic dziwnego, że liczba biur mierniczych przysięgłych malała, a utworzone tuż po wojnie spółdzielnie pracy mierniczych po kolei likwidowały swą działalność. Dekretem z 24 kwietnia 1952 r. o państwowej służbie geodezyjnej i kartograficznej dokończono dzieła. Ten „kamień milowy” polskiej geodezji przede wszystkim podzielił geodezję i kartografię, z grubsza rzecz biorąc, pomiędzy trzy resorty: Centralny Urząd Geodezji i Kartografii (poprzednia nazwa GUPK), Ministerstwo Rolnictwa i Ministerstwo Gospodarki Komunalnej (art. 2). Nie mniej ważny jest artykuł 11, który mówi, że „prace geodezyjne i kartograficzne mogą wykonywać jedynie osoby zatrudnione w urzędach, instytucjach i przedsiębiorstwach, jeżeli są wpisane do rejestru geodetów i kartografów”. Sam prezes Rady Ministrów określił wkrótce zasady jego prowadzenia i kwalifikacje podlegających wpisowi, a kto się temu i paru jeszcze innym regulacjom dekretu nie podporządkował, zgodnie z artykułem 21 podlegał „karze pracy poprawczej do 3 miesięcy lub grzywny do 3000 zł”. Na zakończenie dekret podaje przepisy, które z chwilą wprowadzenia nowego prawa tracą moc. Wymienia się tu na pierwszym miejscu ustawę o mierniczych przysięgłych z 1925 r. I to jest ten drugi i zarazem ostatni raz, gdy po wojnie termin „mierniczy przysięgły” pojawia się w ustawie.
1 stycznia 1953 r. zlikwidowano 48 ostatnich biur mierniczych przysięgłych. A żeby zatrzeć ślady sanacyjnej przeszłości, okrągłe pieczęcie z wygrawerowanym numerem i nazwiskiem każdy mierniczy musiał zdać władzom. Dwa lata później zlikwidowano ostatnią geodezyjną spółdzielnię pracy. „Produkcją” geodezyjno-kartograficzną dla rolnictwa oraz dynamicznie powstającego przemysłu zajęły się przedsiębiorstwa państwowe. Z roku na rok liczniejsze i większe.
Z wielkich 6-letnich planów resortu wykonano w pełni jedynie te dotyczące pomiarów podstawowych. Prace nad mapą gospodarczą przerwano, zmieniając zupełnie całą jej koncepcję. Od 1953 r. postanowiono bowiem realizować produkcję opartą „na doświadczeniach radzieckich zdobytych dzięki konsultacjom i zetknięciu się naszej kadry technicznej z produkcją geodezyjną ZSRR”, o czym donoszono z dumą jeszcze kilkanaście lat później (w materiałach historycznych z okazji 15-lecia państwowej służby geodezyjnej). O osiągnięciach planu 6-letniego w katastrze lepiej dzisiaj nie wspominać.
|