• Jerzy Mielnik „Egipskie impresje. Wspomnienia z pracy w Egipcie”
W kraju, w którym na dziesięciu mieszkańców powyżej 15. roku życia sześciu nie przeczytało w ciągu roku żadnej książki, napisanie i wydanie własnym sumptem pozycji liczącej 200 stron zakrawa na cud. Zwłaszcza w naszym środowisku zawodowym wyjątkowo ubogim w talenty pisarskie. Jerzy Mielnik, inżynier geodeta po krakowskiej AGH, następnie długoletni pracownik OPGK Kielce i urzędnik (obecnie zastępca dyrektora Wydziału Gospodarki Nieruchomościami i Geodezji w Urzędzie Miasta w Kielcach) jest wyjątkiem od tej niechlubnej reguły. Nie dość, że czyta, to jeszcze pisze. W książce „Egipskie impresje” żywym, barwnym językiem przedstawił swój pobyt w Egipcie w latach 1986-92, gdzie pracował, jak wtedy wielu Polaków, na kontrakcie zagranicznym. Jedni budowali drogi, fabryki i miasta, inni, jak Mielnik w Egipcie, remontowali linie kolejowe.
Nieznającym realiów Polski Ludowej przypomnijmy, że wyjazdy te były szansą na zarobienie pieniędzy kilkadziesiąt razy większych niż równowartość 20 dolarów (tyle miesięcznie płacono w PRL-u), a także poznanie innego świata. I o tym innym świecie pisze przede wszystkim w swej książce Jerzy Mielnik. Sprawy geodezji, pracy, kontraktowego życia są w książce gdzieś w tle albo ukryte między wierszami. Autor pokazuje nam natomiast Egipt z jego bogatą historią i kulturą oraz wspaniałymi zabytkami. Obrazy te przeplata scenami z życia ulicy, zdarzeniami zabawnymi i niebezpiecznymi, wizytami u swych egipskich znajomych, opisami przyrody czy też... kulinarnymi recepturami. Trafne są jego obserwacje zarówno życia mieszkańców tego arabskiego kraju, jak i ich zachowań oraz relacji z przybyszami z Europy, co mogę potwierdzić na postawie własnych doświadczeń z kontraktów bliskowschodnich.
Niektórych może dziwić, że autor zjeździł Egipt wszerz i wzdłuż, ale wycieczki poza camp były ucieczką przed kontraktową nudą, oglądaniem na okrągło tych samych twarzy, wreszcie przed popadnięciem w alkoholizm (nie ma co tego ukrywać). Na szczęście na wielu kontraktach geodeci z racji specyfiki swojej pracy dysponowali samochodami, dobrem niezbędnym, by w wolnej chwili wyrwać się poza baraki. Mielnik z tego korzystał i poznał Egipt od podszewki. O takiej przygodzie bywalcy turnusów w Hurgadzie czy Szarm el-Szejk mogą tylko pomarzyć.
Oprac. JP
• Irak. Kronika wielkiego kontraktu 1974-79 (fragm.)
Pierwsi polscy geodeci pojawili się w Iraku już w 1959 r., podczas realizacji przez CHZ CEKOP prac melioracyjnych w rejonie Amary. Przez wiele lat jedyną polską firmą, która wykonywała eksportowe usługi geodezyjne, było Państwowe Przedsiębiorstwo Geodezyjne z Warszawy. Dlatego w latach 1974-79 głównie pracownicy tej firmy realizowali wielki kontrakt na założenie sieci geodezyjno-astronomicznej i wykonanie map topograficznych w tym kraju.
Kronika, której fragmenty publikujemy dzięki uprzejmości Tadeusza Dzikiewicza (szefa kontraktu), jest nie tyle ilustracją pomiarów sprzed trzydziestu lat, co przypomnieniem ludzi, którzy zrobili wtedy kawał dobrej roboty.
Oprac. JP
|