|2009-01-08|
Geodezja, Firma, Ludzie, Instytucje, Imprezy, Kataster
Działać pragmatycznie - wywiad GEODETY z Krzysztofem Ciskiem i Włodzimierzem Kędziorą
Rozmowa z przedstawicielami Stowarzyszenia Geodetów Polskich przed obchodami 90-lecia organizacji
GEODETA: Dlaczego SGP nie odniosło się do propozycji prawa geodezyjnego opracowanej przez wykonawców geodezyjnych?
Krzysztof Cisek: To był projekt prawa przygotowany przez organizacje, które mają swój jednoznaczny interes i działają dla dobra swoich członków. Po dyskusji doszliśmy do wniosku, że stowarzyszenie nie powinno wypowiadać się na temat tego projektu. Pisanie ustawy przez organizacje mające swój oczywisty interes nie wymaga oficjalnych opinii. Na ten temat przeprowadziliśmy wiele dyskusji z projektantami prawa. Natomiast kompetentny jest Główny Geodeta Kraju i jeżeli projekt wyjdzie spod jego pióra, to na pewno się do niego odniesiemy. W projekcie organizacji proponuje się – prędzej czy później – unieważnić uprawnienia. Na to nie może być zgody, bo praw raz nabytych nie można odbierać i nie pomoże tu żadne wydłużanie terminu ich ważności. W związku z uprawnieniami niepokoi mnie (to już poza projektem) występowanie przeciw naszym następcom, młodym ludziom. Koledzy spoza SGP namawiają nas, by przedłużyć staż pracy niezbędny do zdobycia uprawnień zawodowych do 10 lat i jeszcze bardziej utrudnić egzamin. Jeżeli młodzi ludzie mieliby czekać 8 czy 10 lat na zdobycie uprawnień, to przecież wszyscy zdolni pouciekają. A egzamin już jest trudny, bo aż jedna trzecia nie zdaje go za pierwszym podejściem. Widać, że niektórzy bardzo boją się młodej konkurencji.
Może byłoby lepiej, gdyby państwo wzięło na siebie sprawy katastru, np. poprzez Agencję Katastralną. A całą resztą niech się zajmie geodezja komercyjna, ale już bez ośrodków dokumentacji. W tej chwili jest klincz. Czy macie jakąś spójną wizję zmian? KC: Z różnych względów jestem bardzo ostrożny w działaniu. W rozmowie z głównym geodetą kraju Jolantą Orlińską powiedziałem, że w stowarzyszeniu jesteśmy otwarci na zmiany w geodezji. One są konieczne, bo jest cała masa różnych niezałatwionych spraw, z którymi nie daje się dłużej żyć. Ale to muszą być zmiany, które idą we właściwym kierunku, a nie zmiany dla samych zmian. Wiesław Potrapeluk [poprzedni główny geodeta kraju – red.] powtarzał, że ośrodki winny być przyjazne geodetom. Zgadzam się z tym, bo geodezja to jest wykonawstwo. I tak sądzą członkowie SGP, nawet jeśli są urzędnikami czy nauczycielami. Jeżeli wykonawstwo nie będzie prężne, nie będzie mogło dobrze pracować, dokumenty geodezyjne będą nieaktualne, to po co komu geodeta powiatowy? Wykonawca, który przychodzi do ośrodka, ma się czuć jak klient, a nie jak petent. Im większą robotę przynosi, tym więcej płaci i chce być obsługiwany jak należy. A w wielu miejscach wcale tak nie jest. Urzędnicy potrafią dobrze pracować, tylko że jest ich za mało i za mało zarabiają. Jak to poprawić? Daleki jestem od krytykowania, ale pamiętam te czasy, kiedy jako młody inżynier jeździłem do GUGiK-u. Pracowali tam wspaniali fachowcy: Piluś, Kobyliński, Szymoński, Grzechnik – to były wyrocznie! Ucieszyłem się ostatnio, bo prezes Orlińska zapowiedziała, że będzie pracować nad tym, żeby w administracji geodezyjnej lepiej się zarabiało. Nie wiem, jak to zrobi, ale oby jej się udało. Konieczne są zmiany organizacyjne w geodezji. Pomysł z przejęciem katastru przez państwo podoba mi się. Jednak zasady tego przejęcia należy precyzyjnie określić, aby nie zrobić czegoś gorzej, niż jest.
Problemy kadrowe GUGiK dotykają wszystkich. KC: Jak to jest, że w XXI wieku obowiązują instrukcje mówiące o taśmie i pryzmacie? Powiedziałem pani prezes, że natychmiast trzeba przystąpić do pisania standardów. I ponoć coś się w tej sprawie dzieje. Organizacje wykonawców wraz z SGP coraz ostrzej się o to upominają. Nasze stowarzyszenie jest bardziej cierpliwe, ale też tylko do czasu. Moim kolegom nigdy nikt nie zamknął ust. Kiedyś mieliśmy zaprosić na posiedzenie zarządu Jerzego Albina, który był wtedy głównym geodetą kraju, żeby wytłumaczył się ze swoich działań. Niestety, właśnie próbowano zlikwidować GUGiK i zamiast ostrej dyskusji, Kazio Czarnecki biegał do prezydenta RP, żeby ratować i urząd, i GGK. Tak się zdarzyło. Jako społecznicy potrafimy zrezygnować ze swoich profitów dla dobra zawodu.
Wróćmy jeszcze do prawa geodezyjnego. KC: Jeśli chodzi o nasze założenia do nowej ustawy, to pani Orlińska zna stanowisko stowarzyszenia. Jesteśmy za tym, żeby był Główny Urząd Geodezji i Kartografii, żeby ranga Głównego Geodety Kraju była wysoka (najlepiej jako podsekretarza stanu). Poza tym widzielibyśmy w nowym prawie obowiązek permanentnego doskonalenia się dla wszystkich, którzy posiadają uprawnienia, oraz ubezpieczenia dla wykonujących działalność gospodarczą. To cztery najważniejsze punkty.
Czyli obowiązkowa przynależność – nie, ale obowiązkowe ubezpieczenie i doskonalenie – tak? KC: Zgadza się, boimy się wyzwań, jakie stoją przed współczesnym geodetą, i odpowiedzialności, którą wcześniej czy później będzie musiał ponosić. Ten obowiązek chcielibyśmy narzucić geodetom w trosce o nich samych. Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jakie skutki finansowe może spowodować ich zawodowe działanie.
Włodzimierz Kędziora: Przy okazji dodam, że jako stowarzyszenie już pracujemy nad korzystną ofertą takiego ubezpieczenia dla naszych członków.
Cały wywiad ukaże się w styczniowym wydaniu GEODETY
Rozmawiali Katarzyna Pakuła-Kwiecińska i Jerzy Przywara
|