|2008-07-03|
Geodezja, Mapy, Teledetekcja, Firma, Ludzie, Kataster
Pozytywne myślenie – wywiad GEODETY z właścicielami firmy Fotokart
O biznesie fotogrametrycznym w Polsce mówią Grzegorz Iwaszko i Mirosław Majewski
Jerzy Przywara: Jakie było pierwsze zlecenie dla Fotokartu? Mirosław Majewski (fot.): Zdobyli je Holendrzy, a dotyczyło wykonania mapy tematycznej dla Parku Narodowego Hrevelingen, z wyróżnieniem obszarów chronionych, bagien itp.
Jak wygląda obecnie struktura firmy? Grzegorz Iwaszko: Fotokart ma dwa działy: geodezja i geoinformatyka (każdy z nas odpowiada za swój). Działy mają po trzy pracownie. W pierwszym są dwie geodezyjne polowe i kameralna, w drugim – dwie geoinformatyczne i informatyczna. W strukturze firmy przewidzieliśmy też inne pracownie pod konkretne projekty. I choć ludzie formalnie związani są z daną pracownią, to jednak następują przesunięcia wynikające z realizowanych zleceń.
Ile wyniosły przychody firmy w 2007 roku? Mirosław Majewski: W ubiegłym roku geodezja dała 60% przychodów, łącznie wyniosły one 5,5 mln zł netto.
Skąd bierzecie pracowników? Grzegorz Iwaszko (fot.): W Szczecinie jest z tym kłopot. Nie mamy wyższej uczelni kształcącej w odpowiednich kierunkach. Najbliższa znajduje się w Koszalinie, i to głównie stamtąd ściągamy młodą kadrę. W tym roku było to 6 osób, choć załogę stanowią absolwenci wszystkich wydziałów geodezyjnych w kraju (20% kadry geodezyjnej pochodzi z głębi Polski). Zamiejscowym opłacamy wynajęcie mieszkania. Sam pochodzę ze Szczecina, tutaj ukończyłem technikum geodezyjne, ale studia – już na AGH w Krakowie.
Nie macie obawy, że ci młodzi, niedoświadczeni ludzie potkną się przy pracy? Grzegorz Iwaszko: Zawsze istnieje takie ryzyko, ale nie myli się ten, kto nic nie robi. Średnia wieku naszych pracowników to niecałe 30 lat, ale są w tej grupie ludzie z dużym doświadczeniem i bardzo wysokimi kwalifikacjami, pamiętający jeszcze czasy Zenitu. Zbudowaliśmy też odpowiednią strukturę firmy, dzięki której nadzorowane są wszystkie etapy prac. Działa kontrola wewnętrzna, wprowadziliśmy normy ISO. Przeprowadzamy rozmowy i szkolenia, by ISO nie było tylko na papierze, ale rzeczywiście funkcjonowało. Kilka lat temu pewien inwestor postawił warunek, że wszystkie startujące w przetargu firmy muszą posiadać certyfikat ISO i to było bodźcem do wprowadzenia w firmie norm. MM: Co ciekawe, nigdy potem nie wpłynęło już do nas podobne żądanie. Chyba więc trzeba uważać z tymi bodźcami i nie na każdy reagować [śmiech].
Co jest najważniejsze w prowadzeniu biznesu? Mirosław Majewski: Rozdzieliłbym to na dwie płaszczyzny. Pierwsza to „ludzka”. Mam zaufanie do partnera i wierzę, że on ma je do mnie. Nawet, jeśli źle się dzieje, to jestem pewien, że nie wynika to ze złej woli. Druga jest czysto zawodowa. Jako przedsiębiorcę najbardziej męczy mnie odpowiedzialność za pozyskiwanie zleceń. Co będziemy robili jutro, za tydzień, za miesiąc. Jak zapewnić ludziom pracę, a firmie odpowiednią rentowność. Co robić, by można było pracownikom płacić tyle, ile by chcieli, i by byli zadowoleni z firmy. Ta ciągła odpowiedzialność obciąża psychicznie. Nie widzę natomiast barier czysto administracyjnych, które byłyby przeszkodą w funkcjonowaniu naszej firmy.
Cały wywiad ukaże się w lipcowym wydaniu GEODETY
Jerzy Przywara
|