|2009-05-05|
Geodezja, Firma, Ludzie
Próbuję być optymistą – wywiad GEODETY ze Zbigniewem Głogowskim, prezesem OPGK Kraków
15 lat po prywatyzacji krakowskiej spółki
KATARZYNA PAKUŁA-KWIECIŃSKA: Zleceń na rynku nie brakuje, ale ceny usług nadal są niskie. Dlaczego?
ZBIGNIEW GŁOGOWSKI: Między innymi dlatego, że zlecenia są nierówno rozłożone w czasie. Gdyby GUGiK realizował systematycznie program TBD, to można byłoby z wyprzedzeniem coś zaplanować. Kolejny przykład to TBD w Mazowieckiem: 20 mln do wzięcia. Już od pół roku można było nad tym pracować, a przetarg jest nierozstrzygnięty. Wydaje mi się też, że mamy w kraju nadmiar osób z wykształceniem geodezyjnym, szczególnie w dużych miastach. Problemem jest słabe przygotowanie absolwentów do samodzielnej pracy. Staram się tonować opinie kolegów, którzy bezpośrednio mają do czynienia z młodymi ludźmi, bo my kiedyś też nie wiedzieliśmy wszystkiego. To narzekanie jest najgłośniejsze przy obsłudze inwestycji, czyli tam, gdzie trzeba wykazać się nie tylko wiedzą teoretyczną, ale jeszcze umieć poruszać po budowie, współdziałać z majstrami, projektantami itd.
Z czego wynikają opóźnienia w rozstrzyganiu przetargów? Decyduje źle przygotowana specyfikacja czy firmy się czepiają? Jedno i drugie. Firmy prawnicze wyspecjalizowały się w wyszukiwaniu haków na zamawiającego i są w tym bezlitosne. Na początku nieudolnie pisaliśmy te protesty sami, a teraz każde niedociągnięcie jest precyzyjnie wypunktowane. Czasami jednak zamawiający na to zasługuje. Niedawno ogłoszono przetarg na założenie osnowy, w którym oczekiwano od wykonawcy udokumentowania realizacji 3 robót po 500 tys. złotych każda. Tylko że ostatnio takich przetargów praktycznie nie było, więc jak można stawiać takie wymagania? Inne zjawisko, jakie obserwujemy, to oprotestowywanie przez firmy warunków umów. W tym roku ARiMR po ogłoszeniu krótkiej listy do kontroli na miejscu została zasypana protestami przeciwko nierównemu traktowaniu podmiotów. Kolejna sprawa to nieprecyzyjnie sformułowane warunki. W specyfikacjach istotnych warunków zamówienia na prace budowlane wyliczona jest każda kratka ściekowa. Natomiast w specyfikacjach na modernizację EGiB nie wiadomo nawet, ile jest działek i budynków, a umowa jest przecież ryczałtowa. Niektórzy próbowali z tym walczyć, ale po podpisaniu umowy jest już za późno. Mamy takiego zamawiającego, który domaga się kary w wysokości 2% wartości zamówienia za każdy dzień opóźnienia. To jest niczym nieuzasadniona lichwa.
Te problemy są nagminne. Dlatego trzeba z tym walczyć. Głód zleceń trochę nas znieczulił, bo najważniejsze było, żeby w ogóle mieć robotę. Ale o swoje trzeba walczyć i dobrze, że firmy zwracają coraz większą uwagę na zapisy w specyfikacji i umowach. Ostatnio w programach unijnych dokonano odkrycia, że można zaliczkować robotę! A przecież na Zachodzie to jest standard. Tak było ze wszystkimi projektami, które realizowaliśmy np. ze środków PHARE. Umowa podpisana, firma dostaje 20% zaliczki i jedziemy do przodu! A teraz wielkie halo, że będą zaliczki płacić, choć ustawa o zamówieniach publicznych nigdy tego nie zakazywała. To urzędnicy sobie wymyślili, że po co ruszać zarezerwowane środki, skoro przedsiębiorca może się zadłużyć w banku. A my mamy rentowność, w najlepszym razie, na poziomie 2-3%.
Wywiad ukaże się w majowym wydaniu GEODETY
Katarzyna Pakuła-Kwiecińska
|