|2006-07-12|
Geodezja, Prawo, Ludzie, Kataster
Co każdy członek sejmowej Komisji Infrastruktury wiedzieć powinien
Pierwotnie posiedzenie Komisji Infrastruktury (12 lipca br.) zakończyć się miało podjęciem uchwały o skierowanie do prokuratury zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. Chodzi o nieprawidłowości stwierdzone przez Najwyższą Izbę Kontroli w toku kontroli budowy Zintegrowanego Systemu Katastralnego (okres 2000-druga połowa 2005). Nic z tego nie wyszło, bo wniosek podpisany przez delegowanego do wysondowania tej sprawy posła Krzysztofa Tchórzewskiego (PiS) negatywnie zaopiniowało Biuro Analiz Sejmowych.
W piśmie z 24 czerwca br. Biuro Analiz Sejmowych uprzejmie wyjaśniło, że po pierwsze, nie jest od doradzania w takich sprawach, a po drugie, skoro NIK – organ konstytucyjnie odpowiedzialny za złożenia takiego zawiadomienia – tego nie zrobiła, to sprawa jest bezdyskusyjna. Mimo takiej odpowiedzi, trzy dni później poseł skierował podobne pytanie wprost do NIK. Izba odpowiedziała mu m.in.: Postępowanie dowodowe przeprowadzone w trakcie kontroli nie pozwoliło na stwierdzenie zaistnienia znamion przestępstw. W zasadzie na tym można by skończyć. Dla tych jednak, którzy nie wiedzą wszystkiego, garść dodatkowych informacji.
Dla niezorientowanych czytelników: był to niezbyt zawoalowany początek polowania na odchodzącą ekipę GUGiK i jej szefa, głównego geodetę kraju Jerzego Albina. Dla niezorientowanych posłów: prace nad Zintegrowanym Systemem Katastralnym rozpoczęto w 1999 r. Przypomnijmy, że wtedy u władzy była ekipa AWS. Jerzy Buzek był szefem rządu, a Kazimierz Bujakowski – głównym geodetą kraju. Co ciekawe, od marca 2000 r. do lipca 2001 r. ministrem sprawiedliwości był obecny prezydent RP Lech Kaczyński (w latach 2001-2004 MS koordynowało całość prac nad ZSK). Wówczas to rodziła się idea ZSK, jego podstawowe założenia, budowano relacje ze strukturami unijnymi dysponującymi funduszami PHARE przekazywanymi na ten cel Polsce itd. Model systemu miał opracować rządowy zespół ds. budowy systemu, na którego czele najpierw był przedstawiciel MSWiA, a później Ministerstwa Infrastruktury. Do jesieni 2001 r. (wybory parlamentarne) ekipa AWS nie zdołała wypracować odpowiednich regulacji prawnych do wprowadzenia ZSK. Jak wiadomo, nie udało się to również rządowi SLD przez następne cztery lata.
Skutek jest taki, że jednym z podstawowych zarzutów stawianych przez NIK głównemu geodecie kraju jest właśnie działanie bez ustawowych regulacji (brak nowelizacji Prawa geodezyjnego i kartograficznego, nieuchwalenie ustawy katastralnej). Prawdą jest jednak i to, że do odrzucenia w ubiegłej kadencji rządowej noweli Pgik w głównej mierze przyczynili się posłowie PiS. Tak dzisiaj, jak i wtedy większość z nich była co najmniej niezorientowana w geodezyjnej (katastralnej) materii oraz relacjach między stronami konfliktu, jaki toczył się w końcu na posiedzeniach specjalnej podkomisji, gdzie dyskutowano projekt nowelizacji. Mieszano tam wdrażanie IPE z eksperymentem wejherowskim, doświadczenia z Bytomia z potrzebami geodezji, prawa samorządowca z samorządowym sobiepaństwem (zakaz dorabiania przez pracowników samorządowych), kataster jako rejestr z podatkiem katastralnym itd. Wyliczanka jest długa. Im bliżej było końca kadencji, tym cięższe wytaczano armaty. Jedno było widać wyraźnie: toczyła się gra polityczna, a nie gra o kataster.
Jak się jednak okazuje, sprawa ma głębsze dno. Chyba żaden z posłów nie zastanowił się wówczas (ani dzisiaj), kto na całej tej historii „utrącania” ZSK przegrywa, a kto wygrywa? Bo gdyby schizofreniczne idee niektórych z nich wcielić teraz w życie, to do unijnej kasy trzeba by oddać z budżetu państwa kilkadziesiąt milionów złotych. Kto zatem naprawdę wygrywa na utopieniu ZSK? Ano, pewne lobbujące stowarzyszenie GIS-owe i zespolona z nim firma informatyczna, oferująca muzealne oprogramowanie dla katastru. Celem rozgrywki nie jest bowiem dobro publicznego rejestru, tylko powtórzenie dealu sprzed ponad 12 lat, który pozwolił tej firmie zdominować krajowy rynek oprogramowaniu dla katastru (wtedy nazywanego ewidencją gruntów). Do tej powtórki potrzebny jest jednak odpowiedni główny geodeta kraju, „ideologiczny podkład” i paru naiwnych, ale wpływowych posłów. No, ale o tym trzeba wiedzieć.
Oczywiście, naiwnością byłoby sądzić, że posiedzenia komisji sejmowych w tej kadencji wolne są od walki politycznej. Jednak, poza dyscypliną klubową, od członków komisji można chyba wymagać rzeczowej dyskusji, skupienia się na rozpatrywanych sprawach, nieodczytywania cudzych tekstów jako własnych, a od prowadzącego obrady – dyscypliny, która pozwoliłaby mu na unikanie dyskusji z samym sobą. Tego wszystkiego na posiedzeniu Komisji Infrastruktury w dniu 12 lipca brakowało. Od fatalnego poziomu dyskusji wyraźnie odstawali: Piotr Styczeń – wiceminister budownictwa, Piotr Piętak – wiceminister spraw wewnętrznych i administracji i Jerzy Albin – główny geodeta kraju. A może gdyby tę trójkę zostawić samą ze sobą na kilka dni, to znikłaby większość „katastralnych” znaków zapytania?
Jerzy Przywara
|