|2009-10-09|
Edukacja, Ludzie, Instytucje
Uczelnia przedsiębiorcza – wywiad GEODETY z rektorem Collegium Varsoviense dr. Konradem Majem i kanclerzem Robertem Gmajem
Szczycimy się tym, że jesteśmy przedsiębiorstwem edukacyjnym albo uczelnią przedsiębiorczą, czego inne uczelnie lekko się wstydzą – mówi Robert Gmaj
Katarzyna Pakuła-Kwiecińska: Rynkowe podejście jest tym atutem, który ma wam pomóc w konkurencji z innymi uczelniami? RG: To jest absolutny priorytet. Działamy na rynku, choć specyficznym, bo znacznie bardziej regulowanym. Poza tym ktoś musi na to zapotrzebowanie społeczne odpowiedzieć, a nie tylko wspierać się urzędniczą dotacją.
Konrad Maj: Na bieżąco dostosowujemy swoje programy do potrzeb rynkowych, oczywiście zachowując odpowiednie standardy. To zapotrzebowanie pomagają nam określić liczne firmy komercyjne, z którymi współpracujemy. Dzięki temu wiemy, co się dzieje na rynku i co powinien wiedzieć absolwent. A poza tym zyskujemy lepsze możliwości zatrudnienia absolwentów w miejscach, gdzie odbywali praktyki. Na uczelni niepublicznej dużo łatwiej prowadzić prace, ponieważ nie jest ona tak zestrukturalizowana jak państwowa.
Ale uczelnia państwowa ma jeden wielki atut: pieniądze budżetowe. Czy niedługo należy spodziewać się zmian w sposobie finansowania kształcenia na poziomie wyższym?
Robert Gmaj: Chcielibyśmy, żeby prawo i konstytucja były w Polsce przestrzegane. Mówię to całkiem poważnie, ponieważ obecnie działamy w systemie patologicznym. Niedopuszczalne jest, żeby na tym samym rynku konkurowały dwa podmioty, z których jeden jest dotowany, a drugi nie ma żadnego dofinansowania. W Polsce uczelnie państwowe są dotowane, nie w 100%, ale prawie w 200%, bo oprócz dotacji statutowej mają priorytet w uzyskiwaniu wszelkich grantów, projektów, środków celowych. Unia Europejska zakwestionowała funkcjonowanie stoczni, bo otrzymały jednorazowy zastrzyk finansowy i nie spełniały dyrektywy unijnej w zakresie równej konkurencji. A tu mamy do czynienia z permanentnym łamaniem prawa unijnego i naruszaniem konstytucji, bo ta gwarantuje równość podmiotów. Z tą patologią walczy Stowarzyszenie Rektorów i Założycieli Uczelni Niepublicznych, które wystosowało petycję do premiera, żądając przestrzegania prawa, bo inaczej sprawa zostanie podniesiona w Strasburgu. Jeśli dostalibyśmy dofinansowanie takie jak uczelnie państwowe, to w ciągu 2 lat zawojowalibyśmy rynek edukacyjny.
Dodajmy, że na uczelniach publicznych studenci niestacjonarni płacą za naukę. RG: Ba! U nas czesne jest rzędu 400-500 złotych, natomiast w uczelniach dotowanych standardem jest 700-800 złotych miesięcznie. A więc to jest ich trzecie źródło finansowania, oprócz statutowego, celowego, jeszcze komercyjne. KM: Na uczelni państwowej znajdzie się uzasadnienie na wydanie każdej sumy pieniędzy. Ostatnie statystyki pokazują, jak niewielki procent (rzędu kilkunastu) przynosi zysk wdrożeniowy.
Czy to jest marnotrawienie środków? RG: Tak, to jest marnotrawienie, jeśli to samo można zrobić za o wiele mniejsze pieniądze. Wprowadzenie konkurencji zmieniłoby całkowicie rynek edukacyjny. Bo teraz rynku w zasadzie nie ma. To jest nasza największa bolączka i przeszkoda w rozwoju.
Ten problem łączy wszystkie prywatne uczelnie? RG: Tak. Sytuacja jest poważna, bo szykuje się upadek części dużych uczelni niepublicznych z tradycjami. I to wcale nie dlatego, że są złe.
Ale kto tu z kim konkuruje, skoro i tu, i tu pracuje ta sama kadra? KM: Dotykamy kolejnego aspektu tej samej patologii. Od początku walczymy z poglądem, że ci sami ludzie na uczelniach niepaństwowych wykładają gorzej niż na państwowych. To zostało przełamane w ciągu ostatnich kilku lat, m.in. dzięki temu, że uczelnie niepaństwowe mają już licznych absolwentów, którzy zadają kłam temu poglądowi. Kadra nie funkcjonuje u nas tylko na tej zasadzie, że przychodzi na kilka godzin zajęć w tygodniu i znika. Myśmy się na taki układ nie zgodzili. Ten pierwszy rok, który wykorzystujemy na wzajemne przyjrzenie się sobie, pozwala stwierdzić, czy ktoś się sprawdza nie tylko jako wykładowca, ale również pracownik naukowy. Po to, żebyśmy mogli realizować prace badawcze, które przynoszą dodatkowe pieniądze dla uczelni. Przyjęliśmy założenie, że zewnętrzne źródła finansowania mają służyć podniesieniu poziomu edukacyjnego. Dlatego startujemy w przetargach, konkursach, z wnioskami o dofinansowanie i pozyskujemy środki.
Jakie programy naukowo-badawcze z zakresu geodezji obecnie realizujecie? KM: Wspólnie z Przedsiębiorstwem Badań Geofizycznych w Warszawie opracowaliśmy prototyp mobilnego stanowiska monitoringu skażeń ropopochodnych z wykorzystaniem techniki teledetekcyjnej i geodezyjnej. Stanowisko wykorzystuje przestrajalny filtr ciekłokrystaliczny, wysokoczułą kamerę hiperspektralną i odpowiednie oprogramowanie. Pozwala nakładać przetworzony obraz z kamery na dowolne mapy, w zależności od tego, co jest w danej chwili obserwowane, i uzyskiwać w ten sposób informacje o rozmiarze skażenia. Wystąpiliśmy z wnioskiem o dofinansowanie projektu badawczo-rozwojowego i jeśli je uzyskamy, to ten prototyp nabierze charakteru produkcyjnego...
Cały wywiad w październikowym wydaniu GEODETY
Rozmawiała Katarzyna Pakuła-Kwiecińska
|