|2012-09-19|
Geodezja, Edukacja, Imprezy
Krajowe Ramy Kwalifikacji lekarstwem na złą jakość kształcenia
Dwudniowa dyskusja podczas „Forum na temat kształcenia i doskonalenia zawodowego geodetów i kartografów” (Warszawa, 17-18 września) nie przyniosła zbliżenia stanowisk przedstawicieli biznesu i wyższych uczelni w kwestii potrzeby podniesienia jakości absolwentów wypuszczanych przez 24 polskie uczelnie.
fot. JP
|
|
|
|
|
|
Pracodawcy mają dość absolwentów z tytułami inżyniera lub magistra nieprzygotowanych do wykonywania nawet najprostszych czynności zawodowych. Jak powiedział jeden z przedsiębiorców, na 25 absolwentów zgłaszających się na rozmowę kwalifikacyjną może jeden nadaje się do zatrudnienia. Trzeba więc postawić pytanie: dlaczego szkoły wypuszczają tyle bubli i jak temu zaradzić?
Aby sprostać wymogom współczesnego rynku, wyzwaniom technologicznym i konkurencji, firmy muszą zatrudniać ludzi przygotowanych do zawodu, zdolnych i z otwartymi głowami. Tylko skąd ich brać? Rachunek wystawiony uczelniom przez przedsiębiorców jest długi. Firmy potrzebują geoinformatyków, kartografów, specjalistów od GNSS czy geodezyjnej obsługi budowy. Uczelnie „produkują” najczęściej specjalistów od gospodarki nieruchomościami i dziedzin pokrewnych, których znajomość geodezji jest mniej niż powierzchowna. Z miniankiety przeprowadzonej wśród firm zrzeszonych w Geodezyjnej Izbie Gospodarczej wynika, że tylko pracowitość absolwentów uzyskała u właścicieli firm zadowalającą ocenę – 4,8 (w skali 1-6 pkt), umiejętności z zakresu informatyki oceniono na 3,5, wykonywanie pomiarów sytuacyjno-wysokościowych – 2,8 pkt, a znajomość problemów geodezyjno-prawnych – 1,4 pkt. Wniosek nasuwa się sam. Szokują przykłady świeżo upieczonych inżynierów, którzy nie potrafią posłużyć się odbiornikiem GPS, nie mają pojęcia o obsłudze geodezyjnej budowli, nie znają podstawowej terminologii, gryzmolą na szkicu jak kura pazurem i bez kalkulatora nie policzą dosłownie nic. W masie absolwentów, których wypuszczają szkoły wyższe, fachowców jest jak na lekarstwo.
Według jednego z uczestników Forum, uczelnie doskonale odrobiły lekcję z chińskiego biznesu: masowo i tanio produkują podróbki inżynierów. Ta fala pseudofachowców, która zalała rynek w ostatnich kilkunastu latach, podcięła natomiast byt całej branży. Nadprodukcja geodetów spowodowała, że na rynku jest nieproporcjonalnie dużo firm, co radykalnie obniżyło ceny usług i sprowadziło płace inżynierów do nieprzyzwoitego poziomu. Niskie ceny to także zerowe zyski i takie same kwoty na inwestycje i rozwój. Bez tego można zwijać interes. Dzisiaj firmy zajęte są więc wiązaniem końca z końcem, a nie doszkalaniem absolwentów, bo nie mają na to ani czasu, ani pieniędzy. Niski poziom wykształcenia absolwentów uderza także i w administrację geodezyjną. Przykład województwa łódzkiego pokazuje, że gwałtownie obniża się ostatnio poziom prac oddawanych do państwowego zasobu geodezyjnego i kartograficznego. To rodzi określone konsekwencje, bo przecież nieuchronnie część geodezyjnych bubli trafia jednak do zasobu. Spadek jakości kształcenia widać nawet w wynikach egzaminów na uprawnienia zawodowe. W latach 2010-11 odsetek zdających wyniósł tylko 36,7%, wcześniej była to połowa lub więcej.
Tego wszystkiego zdają się nie zauważać przedstawiciele uczelni, zadowoleni z tego, że ponad 4,5 tysiąca osób przyjmowanych co roku na studia zostawia w ich szkołach miliony złotych w postaci czesnego lub wpłat z budżetu. Przedstawiciele uczelni bronią się, że nie ma limitów ograniczających liczbę kształconych studentów, że niskie budżety skutkują obcinaniem liczby godzin nauki (nieco ponad 20 godzin w tygodniu na studiach stacjonarnych), a „materiał na wejściu” jest bardzo niskiej jakości. Poza tym kształcą według obecnie obowiązujących standardów nauczania i zmian nie da się wprowadzić od ręki. Tylko jeden nauczyciel akademicki przyznał otwarcie, że za masówką poszło obniżenie poziomu nauczania. O ile liczba studentów wzrosła w ostatnich 20 latach 5-krotnie, to liczba kadry dydaktycznej tylko o 1/3. Żaden nie powiedział, że goniąc między kilkoma etatami na różnych uczelniach, zapomnieli o studentach.
Jak wynikało z dyskusji, ten pęd do „produkcji” absolwentów ma jeszcze inne konsekwencje. Tylko uczelnie kształcące na poziomie II (magisterium) i III (doktorat) stopnia prowadzą badania naukowe. Te oferujące wyłącznie licencjat (inżynier) w zasadzie takiej działalności nie prowadzą. Pytanie zatem: czy są to jeszcze uczelnie, czy raczej ośrodki kształcenia zawodowego?
Wszyscy uczestnicy Forum byli chyba zgodni co do jednego: nasza nauka jest niedofinansowana. Na badania i rozwój w Polsce przeznacza się 0,74% PKB (2010 r.), a średnia dla Unii Europejskiej to prawie 2%. Sposobem na zwiększenie środków ma być m.in. bliższe współdziałanie firm i szkół wyższych w celu uruchomienia wspólnych programów badawczych, choć nie wspomniano, że nasze mikrofirmy są tu słabym partnerem. Niespełna 20 z nich zatrudnia powyżej 50 osób, a tylko nieliczne mają sprzedaż przekraczającą 10 mln złotych rocznie (budżet Politechniki Warszawskiej to ponad 600 mln zł). Jak zauważył jeden z referentów, istnieją obecnie dwa rynki: edukacji i pracy. W pierwszym uczestnikami są uczelnie i studenci. Uczelnie na nim zarabiają, studenci w niego inwestują, i to długoterminowo: czas, pracę i pieniądze, z dużym ryzykiem, że rynek pracy zakwalifikuje ich do grupy bezrobotnych. Słabe przygotowanie zwiększa to ryzyko.
Wśród innych sposobów na poprawienie sytuacji wskazywano m.in.: konieczność opracowania prognozy zapotrzebowania na kadrę geodezyjną, zmniejszenie biurokracji na uczelniach, uproszczenie kariery naukowej, utworzenie unii uczelni kształcących w zakresie geodezji i kartografii na rzecz rozwoju studiów w zakresie geoinformacji, stworzenie strategii rozwoju kształcenia i doskonalenia zawodowego, utworzenie rad gospodarczych, w których poza naukowcami zasiadaliby przedstawiciele biznesu.
Większość nauczycieli akademickich jest przekonana, że panaceum na obecne kłopoty z jakością kształcenia będą Krajowe Ramy Kwalifikacji, które wchodzą w życie od października tego roku. Ich idea opiera się na tym, że nie będzie istotne to, czego i jak będzie się uczyło w szkole, ale to, co absolwent będzie umiał po jej ukończeniu. Przedstawiciele szkół wyższych są przekonani, że realizacja KRK pozwoli na produkowanie takich absolwentów, jakich chcą przedsiębiorcy i gospodarka, bo KRK, w przeciwieństwie do standardów, nie ograniczają swobody działania uczelni. Podobną optymistyczną wizję roztaczał obecny na Forum przedstawiciel Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Pierwsze efekty tej kolejnej reformy szkolnictwa wyższego (poprzednia była w 2004 r.) mają być widoczne dopiero za jakieś pięć lat. Wypada więc czekać. W częściowym rozwiązaniu problemu pomoże z pewnością niż demograficzny, bo liczba studiujących zmniejszy się w tym okresie z 1,7 mln (XI 2011 r.) do 1-1,1 mln.
Do tego czasu będzie bez zmian, bo trudno liczyć na to, by głównemu geodecie kraju pozwolono regulować liczbę studentów geodezji i kartografii na uczelniach państwowych (jak może to robić np. minister zdrowia w odniesieniu do studiujących medycynę). Urząd na razie nie ma żadnych mechanizmów, by wpłynąć na zmianę sytuacji. Do myślenia uczestnikom Forum powinna dać „słodko-kwaśna” statystyka Centrum Karier AGH. Wynika z niej, że tylko połowa absolwentów studiów stacjonarnych z 2011 r. znalazła zatrudnienie zgodne (lub częściowo zgodne) z profilem wykształcenia, 18% badanych odpowiedziało, że nadal poszukuje pracy, choć od ukończenia studiów minęło ponad pół roku, a 20% absolwentów Centrum nie mogło się w ogóle doszukać. Być może to ci najbardziej operatywni, którzy w poszukiwaniu pracy wyjechali za granicę.
Organizatorem Forum „Kształcenie i doskonalenie zawodowe geodetów i kartografów” (Warszawa, 17-18 września) był Główny Urząd Geodezji i Kartografii wspólnie z jego inicjatorami: Geodezyjną Izbą Gospodarczą, Polską Geodezja Komercyjną, Stowarzyszeniem Geodetów Polskich i Stowarzyszeniem Kartografów Polskich. W konferencji udział wzięli m.in.: główny geodeta kraju dr Kazimierz Bujakowski, zastępca GGK Jacek Jarząbek, zastępca dyrektora Departamentu Strategii MNiSW Andrzej Kurkiewicz, prezes SKP dr Joanna Bac-Bronowicz, prezes PGK Waldemar Klocek, prezes GIG Bogdan Grzechnik, prezes SGP Stanisław Cegielski oraz liczne grono naukowców, przedsiębiorców oraz przedstawicieli administracji geodezyjnej.
Jerzy Przywara
|