|2009-08-13|
Geodezja, Mapy, Ludzie
Powstało nowe stowarzyszenie geodezyjne
22 lipca zostało zarejestrowane sądownie Polskie Towarzystwo Geodezyjne. Siedzibą stowarzyszenia jest Wolbrom (woj. małopolskie).
Celem nowej organizacji jest m.in.: „- Podejmowanie, rozwijanie oraz propagowanie inicjatyw, postaw i działań sprzyjających rozwijaniu zawodu geodety, a w szczególności działań na rzecz przyjęcia i uchwalenia przez Sejm RP ustawy o samorządzie zawodowym geodetów. - Przyczynianie się do podnoszenia świadomości społecznej na temat znaczenia zawodu geodety. - Szerzenie postaw moralnych w środowisku branży geodezyjnej. - Stwarzanie członkom stowarzyszenia warunków do zdobywania wiedzy i doświadczenia w sprawach zawodowych.(...) - Reprezentowanie środowiska geodezyjnego w społeczeństwie, wobec organów państwowych, samorządowych, a także wobec innych organizacji publicznych i prywatnych w kraju i za granicą. - Działalność wspomagająca rozwój gospodarczy, w tym rozwój przedsiębiorczości.”
Inicjatorem utworzenia towarzystwa jest Leszek Piszczek (59 lat), z zawodu geodeta, podobnie jak jego żona i jedna z córek. Pracował w kopalni „Jaworzno”, w urzędzie miasta Wolbromia oraz firmie Wolbud, prowadził także własną firmę geodezyjną, współudziałowiec spółki DBT Jura Tur zajmującej się (wg statutu) produkcją pokryć dachowych i energii elektrycznej. W 2002 roku z listy SLD-UP Piszczek został wybrany do Rady Miejskiej Wolbromia, a w listopadzie 2002 r. powołany na stanowisko wiceburmistrza (w sierpniu 2004 r. został z niego odwołany). Towarzystwo zarejestrowano na jego prywatny adres.
O idei utworzenia organizacji Leszek Piszczek pisze na stronie domowej Komitetu Założycielskiego PTG m.in. tak: „Grupa osób, która tak właściwie to się nie znała osobiście, doszła do wspólnego wniosku, że internet otwiera nowe możliwości w kontaktach między ludzkich, i nic nie stoi na przeszkodzie by go wykorzystać do zrzeszenia się w grupę ludzi, którym zależy na prestiżu zawodu geodety. Większość z nas miała już doświadczenia z innych organizacji i stowarzyszeń. Największą bolączką w tych gremiach była absencja członków na różnego rodzaju spotkaniach czy zebraniach. W większości praca stowarzyszeń w takiej sytuacji, to była czysta fikcja, tak samo jak i członkostwo. Przeszkody w uczestnictwie były zwyczajne, zmęczenie po pracy, konieczność przebywania w domu... bo dzieci, zaległa praca itd. itd., a tu jeszcze jakieś spotkanie na mieście. Nie mówiąc już o sytuacjach gdzie ludzie są rozsiani po całym powiecie czy województwie. Spotkania to jedyny i najpoważniejszy problem każdej organizacji. A tu... jest inaczej. Siedzę sobie w domku, przy żonusi i kawusi, ale równocześnie biorę udział w spotkaniu na czacie, czy na forum, gdzie na bieżąco wymieniam poglądy, omawiam problemy zawodowe. Taka była idea”.
Źródło: Dziennik Zachodni, geodezja24.net, AB
|