|2009-06-08|
Geodezja, Prawo, Ludzie, Instytucje, Kataster
Zawsze warto walczyć – wywiad GEODETY z wiceministrem SWiA Tomaszem Siemoniakiem
Głównym problemem geodezji nie jest zła legislacja, lecz dziesiątki lat zaniedbań
Katarzyna Pakuła-Kwiecińska: Czy możemy zakreślić jakieś ramy czasowe dla zrobienia porządku w Pgik? Polski rząd ma chyba świadomość tego, że zastój w geodezji wpływa na spowolnienie całej gospodarki?
Tomasz Siemoniak: Coś konkretnego będzie wiadomo dopiero wtedy, kiedy ustawa o IIP przejdzie procedurę legislacyjną w Sejmie. Dopiero w następnej kolejności powstanie koncepcja rozwiązań dla geodezji, później kierunki przyjmie Rada Ministrów, a w końcu decyzje podejmie parlament. Krokiem w dobrym kierunku było powołanie pełnomocnika ds. Zintegrowanego Systemu Informacji o Nieruchomościach. Właśnie przygotowywane jest pierwsze spotkanie z udziałem przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości i Ministerstwa Finansów, podczas którego zorientujemy się, jaki jest stan obecny i co trzeba zrobić. Będę zachęcał do przyspieszenia tej dyskusji, chociaż sprawa organizacji na pewno wzbudzi emocje. Odpowiedź na pani pytanie jest więc taka, że ta dyskusja powinna domknąć się do końca tego roku.
Przejdźmy zatem do pieniędzy. Geodezja jest od dawna niedofinansowana. Czy widzi pan jakieś rozwiązanie tej sytuacji? Kiedy wreszcie będą pieniądze z planu informatyzacji państwa, w którym kilka lat temu zapisano 400 mln zł na sprawy związane z geodezją? Różne pieniądze zapisano w różnych programach, tylko minister finansów później tego nie potwierdza. Finansowanie to zasadniczy problem, wynikający m.in. stąd, że wśród polityków i parlamentarzystów sprawy geodezji nie są dobrze znane. Brakuje powszechnej świadomości, że dziedzina ta jest ważna m.in. dla inwestycji liniowych i że droga nie może powstać nie tylko bez drogowców, ale i bez geodetów. Trzeba dużego wysiłku promocyjno-informacyjnego, żeby tę sytuację zmienić i „podpiąć” geodezję pod duże wydatki na inwestycje. Jeżeli nadal będziemy traktować geodezję jako część administracji państwowej, taką jak każda inna, to będzie ona chronicznie niedofinansowana, bo tak jest w całej administracji. Jeśli natomiast uda się zbudować świadomość, że bez geodety autostrady nie będzie, to te problemy się rozwiążą.
Czyli to jest zadanie dla głównego geodety kraju, żeby walczyć, tworzyć lobby, promować zawód? Nic nie dostaniemy, jak sami nie wywalczymy? Oczywiście, bo tak jest ze wszystkim. Trzeba pokazać, i to na różnych szczeblach, że bez geodezji nie ma modernizacji kraju. Ochronie środowiska to się udało, powstała Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska. Częściowo wymusiły to regulacje unijne, częściowo w wyniku dyskusji okazało się, że powołanie takiej struktury będzie korzystne. Prace geodezyjne nie podlegają jednak takim rygorom jak decyzje środowiskowe. Dlatego Unia nie narzuca konkretnego rozwiązania dla organizacji geodezji i poszczególne kraje robią to na swój sposób. Ale wcale nie uważam, że to jest walka beznadziejna. Kilka innych spraw też udało się w ten sposób załatwić. Na przykład wojewodom brakowało w budżetach pieniędzy na operaty szacunkowe pod drogi. Wystarczyło powiedzieć, że bez tych operatów nie będzie wywłaszczania i realizacji inwestycji. Dzięki temu operaty finansowane są z 30 mld zł przeznaczonych na drogi, a nie 700 tys., które wojewoda ma corocznie na ten cel w swoim budżecie. Geodezja powinna postąpić podobnie. W każdej innej sytuacji pieniędzy będzie brakowało.
Wywiad ukaże się w czerwcowym wydaniu GEODETY
Katarzyna Pakuła-Kwiecińska
|