|2014-12-16|
Geodezja, GIS, Edukacja, Ludzie
Ziemia z bliska i z dala
W grudniowym wydaniu GEODETY kontynuujemy cykl „Poczet Profesorów PW”. Z prof. Stanisławem Białouszem rozmawiamy o jego pasjach: gleboznawstwie, teledetekcji i systemach informacji przestrzennej, a także o trudnej sztuce sprawowania funkcji dziekana w okresie przemian ustrojowych, dyrektywie INSPIRE oraz UML-ach i GML-ach.
fot. Stanisław Nazalewicz
|
|
|
|
|
|
GEODETA: Co pan sądzi o dyrektywie INSPIRE? Czy ona jest dla nas korzystna?
STANISŁAW BIAŁOUSZ: Na pewno dyrektywa w pierwszym okresie zahamowała wiele inicjatyw w gminach i małych jednostkach. Niektórzy mówili: „Co się będziemy martwić, INSPIRE wszystko załatwi”, bo nie bardzo wiedzieli, na czym to wszystko polega. A przecież INSPIRE to tylko stworzenie możliwości technicznych, prawnych i finansowych do lepszego korzystania z informacji. Dzięki temu rozpoczął się ruch z zamianą danych na postać cyfrową, aby to wszystko chodziło w sieci i było zestandaryzowane. I to jest plus.
Ale ludzie w terenie boją się też, że pieniądze pójdą na zadania związane z INSPIRE, a nie będzie ich na odnowienie ewidencji gruntów, na nowe mapy itd. Były różne próby przeprowadzenia rachunku ekonomicznego, ale entuzjaści INSPIRE zrobili wszystko, byśmy takiej analizy nie poznali. To jest też gra interesów, a to niedobrze.
Uważam jednak, że jest więcej plusów, a najważniejsze, że dało się przełamać Polskę resortową. Poprzez organy wiodące reprezentowane w Radzie Infrastruktury Informacji Przestrzennej resorty mają pełną świadomość korzyści i ciążących na nich obowiązków. To już nie jest tylko sprawa geodezji, która akurat była do tego najlepiej przygotowana. Bardzo dobrze radzi sobie geologia, dobrze hydrografia, statystyka publiczna. W tej chwili zaczyna się włączać planowanie przestrzenne. Ale nie jest idealnie. Nie wszyscy decydenci resortowi angażują się w pełni.
A UML i GML w nowych rozporządzeniach?
To jest dyktat unijnych informatyków, któremu nie zapobiegliśmy. Nie jestem przekonany, czy nowa ewidencja gruntów potrzebuje UML i GML. Na jednostki administracji padł blady strach, bo nie wiedzą, jak się w tych schematach poruszać i co to ze sobą niesie. Z pewnością łatwiej będzie przekazywać dane do innych jednostek, ale rodzi się pytanie, dlaczego jakiś człowiek z Portugalii czy Hiszpanii ma grzebać w danych dotyczących mojej działki? Ewidencja gruntów jest po to, żeby wójt czy burmistrz mogli dobrze gospodarować na swoim terenie. Dlaczego mamy to wszystko wyprowadzać na zewnątrz? To nie wnosi nic nowego poza kosztami.
Niestety, do unijnych zaleceń podchodzi się u nas na kolanach. Sam męczę się ostatnio nad specyfikacjami technicznymi do INSPIRE dla tematu gleby, bo przymierzamy się do opracowania drugiej wersji bazy danych o glebach dla Europy. Pierwsza powstała w latach 90. i teraz warto by ją zaktualizować właśnie zgodnie z tymi specyfikacjami. Czytam je i nie opuszcza mnie zdziwienie, po co tam tyle rzeczy wprowadzono, jak to jest niejasno opisane, że prawie nikt tego nie rozumie. Prawdopodobnie przygotujemy tę bazę danych tak, jak zdrowy rozsądek nakazuje, czyli jako relacyjno-obiektową. Nie będziemy tego rozpisywać według schematów UML i GML. Właśnie byłem w sprawie aktualizacji tej bazy w Europejskim Biurze Glebowym w JRC w Isprze. Powiedziałem im, że nie możemy iść tą drogą, a oni na to: Nie przejmuj się, rób po swojemu, zgodnie ze zdrowym rozsądkiem.
Dawniej, jak człowiek szedł do pracy po studiach, to od razu wysłano go w teren. Dzisiaj bez uprawnień można co najwyżej być pomocnikiem geodety. Czy dyplom nie powinien być wystarczającym certyfikatem do pracy w zawodzie?
Rzeczywiście kiedyś było inaczej. Moja pierwsza praca to reambulacja mapy obrębu ewidencyjnego koło Szczecina. Nikt mnie nie pytał, czy potrafię to zrobić. W czasie wakacji na studiach jeden z asystentów wziął mnie do pomiaru PGR-ów w województwie olsztyńskim. Powiedział: pojedziesz na ulicę Waszyngtona do Jurka Fellmanna, weźmiesz od niego teodolit i pojedziesz pociągiem na miejsce. Będziesz zakwaterowany w budynku PGR. Platforma najpierw odwiezie bańki z mlekiem, a później będziesz ją miał do dyspozycji. Zaprojektujesz i pomierzysz osnowę. Z powiatu przywiozą ci kamienie do stabilizacji punktów i tyczki. Zrobiłem tę osnowę i pomierzyłem te PGR-y.
Skąd się u nas bierze ta nieufność? Może z tego, że wiąże się czynność geodezyjną z prawem własności? Ale przecież we wszystkich innych przypadkach, czysto technicznych, pomiarowych, geodezyjnych, to jest w istocie wotum nieufności dla szkół, które kształcą geodetów...
W numerze ponadto: • Doraźnie czy dogłębnie? – listopadowe posiedzenie Państwowej Rady Geodezyjnej i Kartograficznej • Rada na ratunek – zamiast artykułu wstępnego • Krok do przodu, dwa do tyłu – Waldemar Izdebski analizuje projekty nowych rozporządzeń ws. bazy danych GESUT, BDOT i mapy zasadniczej • Ceny usług geodezyjnych 2014: światełko w tunelu czy fatamorgana? • LiDAR w wielkim mieście – Lotnicze skanowanie laserowe – Szkoła interpretacji, cz. 10 • O patologiach granicznych pisze Bogdan Grzechnik • Pozorny problem nadprodukcji? – III forum kształcenia geodetów i kartografów • Totalki kontra satelity – doroczny przegląd oferty tachimetrów (64 serie, w tym 16 nowych oraz 1 nowa marka)
Grudniowe wydanie GEODETY można nabyć w prenumeracie
Rozmawiali Zbigniew Leszczewicz i Jerzy Przywara
|