Rozmawiał Damian Czekaj
Dane topo i meteo ważne jak broń
O wojnie w Ukrainie i doświadczeniach z misji w Iraku i Afganistanie rozmawiamy z dr. inż. Robertem Wł. Bauerem – dyrektorem Instytutu Geodezji i Kartografii, topografem wojskowym w stopniu podpułkownika, byłym głównym inżynierem Wojskowego Centrum Geograficznego.
Robert Wł. Bauer podczas lotu rozpoznawczego helikopterem W-3W Sokół, Irak, 2005 r. (fot. ze zbiorów Roberta Wł. Bauera)
|
DAMIAN CZEKAJ: Czy inwazja Rosji na Ukrainę była dla pana zaskoczeniem?
ROBERT WŁ. BAUER: Przyznam, że nie spodziewałem się ataku. Wydawało mi się, że Rosjanie koncentrują wojska przy granicy, aby wywrzeć presję na Ukrainę: albo zgodzicie się na nasze warunki, albo zaatakujemy. Obecna sytuacja dowodzi, że mentalnie tkwią jeszcze co najmniej w pierwszej połowie XX wieku.
Dostrzega pan jakieś podobieństwa z aneksją Krymu w 2014 roku?
Podobna jest data rozpoczęcia inwazji: obecna – 24 lutego, Krym – 26/27 lutego. Tylko 8 lat temu chodziło o znacznie mniejsze terytorium. Sławnym „zielonym ludzikom” udało się wówczas zająć część lotnisk, dzięki czemu dalsze działania były znacznie ułatwione – siły agresora miały zapewnione stałe dostawy amunicji, paliwa i wszystkiego, co niezbędne.
Obecnie dwa czynniki obróciły się przeciwko Rosjanom: moment rozpoczęcia inwazji oraz pogoda. Przypuszczam, że termin Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pekinie (4–20 lutego 2022 r.) miał istotny wpływ na datę ataku. Stosunkowo łagodna zima bez długotrwałych i silnych mrozów spowodowała, że teren stał się dużo mniej przejezdny dla pojazdów i sprzętu wojskowego. Jak tylko 24 lutego rano wstałem i usłyszałem o wybuchu wojny, powiedziałem żonie, że Rosjanie największy problem będą mieli z… błotem. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, jakiego formatu człowiekiem jest prezydent Ukrainy oraz jak odważni są żołnierze i cywilni obywatele.
Wszyscy widzieliśmy zdjęcia porzuconego przez Rosjan sprzętu.
Słabo zmarznięty grunt zmusił kolumny wojskowe do poruszania się głównie po dobrze utwardzonych drogach. A tych prowadzących np. z Białorusi w okolice Kijowa jest naprawdę niewiele, są wąskie, o niewielkiej przepustowości. Taka sytuacja to mnóstwo zagrożeń: siły muszą poruszać się liniowo po istniejących i dobrze znanych drogach, a nie szeroką ławą po terenie. Dzięki temu łatwo przewidywać prędkość przemieszczania się kolumn oraz miejsca występowania, co pozwala na stosunkowo łatwe zakłócanie ich marszu np. poprzez organizowanie zasadzek, ostrzału itp. Nie mają technicznej możliwości, żeby na stałe zejść z tych dróg, bo to są naprawdę ciężkie pojazdy. W przypadku działań wojennych w rejonie Kijowa nie bez znaczenia jest też przebieg oraz charakter koryta rzeki Dniepr – w pewnym stopniu kanalizuje on ruch wojsk sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej, wyklucza element zaskoczenia przeciwnika...
Pełna treść artykułu w kwietniowym wydaniu miesięcznika GEODETA
powrót
|