Zbigniew Leszczewicz
Idziemy w stronę informatyki, rezygnujemy z Cepelii
Projekt rozporządzenia w sprawie ewidencji gruntów i budynków, stanowiącego podstawę GIS, jest na etapie opiniowania w resortach. Możliwe są jeszcze jego korekty. Do redakcyjnej dyskusji na temat konieczności wprowadzenia ewentualnych poprawek Zbigniew Leszczewicz zaprosił jednego ze współautorów projektu oraz fachowców na co dzień mających do czynienia z ewidencją. Rozmowa koncentrowała się na zagadnieniach, które w dotychczasowej polemice wzbudzały najwięcej kontrowersji.
Zbigniew Leszczewicz: Zacznijmy od początku, czyli od nazwy. Dlaczego rozporządzenie „o ewidencji gruntów i budynków”, a nie „o katastrze nieruchomości”?
Zenon Marzec: Ponieważ w ustawie Prawo geodezyjne i kartograficzne (Pgik) nie wprowadzono pojęcia kataster nieruchomości, to i w rozporządzeniu nikt nie miał takiego prawa.
Włodzimierz Kunach: Pewnym usprawiedliwieniem tej sytuacji jest fakt, że zmiany w ustawie Pgik spowodowane reformą administracji publicznej z 1998 r. z założenia nie mogły dotyczyć spraw merytorycznych.
Stanisław Zaremba: Ale dodano przedmiot ewidencji – lokal, zatem można było również zmienić nazwę. Byłoby to spójne z ustawą o gospodarce nieruchomościami, w której wprowadzono i zdefiniowano wstępnie kataster nieruchomości. Jest to zaniedbanie autorów korekty do ustawy Pgik, którzy z jakichś powodów nie zastąpili ewidencji gruntów i budynków katastrem nieruchomości.
W.K.: Partykularyzm resortów jest przyczyną tego, że nie nazywamy rzeczy po imieniu, bo przecież ewidencja gruntów i budynków w połączeniu z księgami wieczystymi to jest kataster. W relacjach z Ministerstwem Finansów oraz Ministerstwem Sprawiedliwości zawsze byliśmy Kopciuszkiem. Zabrakło nam też dobrej polityki informacyjnej w społeczeństwie. Rok temu wybuchła obrzydliwa kampania prasowa na temat podatku katastralnego, inspirowana przez tych, którym na rękę jest dotychczasowy stan. Na tle innych krajów to, co dzieje się u nas, wygląda na dziwną bezwładność. Proszę zauważyć, że Czesi opracowali przepisy katastralne w półtora roku, a wdrożyli – w pół roku.
Karol Szeliga: Nazwa „ewidencja” wzięła się stąd, że kataster kojarzył się z kapitalistycznym pojęciem własności nieruchomości. Na całym świecie – poza Polską – funkcjonuje nazwa „kataster”. Nawet w byłym ZSRR stosowano nazwę „ziemielnyj kadastr”. W Polsce obecnemu przechodzeniu do nazwy „kataster” towarzyszy nadawanie tej instytucji różnych atrybutów (ozdobników), np. „fiskalny”, „wielozadaniowy” itp. Jest to – moim zdaniem – niecelowe, gdyż są to cechy wynikające z jego istoty. Wprowadzanie tych różnych „kategorii” katastru prowadzi jedynie do nieporozumień, powoduje pewną mętność wokół tej instytucji („mętność” to określenie zapożyczone z prakseologii). Nie wykluczam, iż może to być mętność zamierzona. A w ogóle, jeśli z problemem katastru uporano się w XIX w. za pomocą liczydeł, to czy bezsilność w tej kwestii dziś – u progu XXI w., w erze komputerów – można tłumaczyć inaczej niż celowym działaniem, np. zmierzającym do utrzymania chaosu w stanie prawnym nieruchomości?
Pełna treść artykułu w sierpniowym wydaniu GEODETY
powrót
|