Katarzyna Pakuła-Kwiecińska
Postawili na geomatykę
Przedsiębiorstwo Geodezyjno-Kartograficzne OPeGieKa Elbląg sprywatyzowało się jako pierwsza geodezyjna firma w Polsce. W lutym 1989 r. oderwało się od OPGK Gdańsk, którego oddziałem było przez poprzednich 40 lat. Udziałowcami zostali pracownicy. Sprywatyzowaną firmą od początku żelazną ręką kieruje prezes Florian Romanowski. – Naszym największym bogactwem jest potencjał intelektualny pracowników i doświadczenie w zarządzaniu firmą – mówi prezes. W 1999 r. OPeGieKa Elbląg osiągnęło obroty na poziomie największych firm geodezyjnych w Polsce – 6,3 mln zł (geodezja) i 5,5 mln zł (drukarnia).
|
Kierunek: geomatyka – W 1989 r. postanowiliśmy zrobić dwie rzeczy: przetransformować firmę z geodezyjnej na geomatyczną oraz zmienić jej lokalny charakter na ogólnopolski – przypomina prezes Romanowski. – Doszliśmy do wniosku, że jako duża firma nie jesteśmy w stanie konkurować z pojedynczym geodetą w zakresie drobnych robót i musimy oferować całkiem inny produkt. Dlatego postawiliśmy na geomatykę. Dzisiaj czysta geodezja stanowi nie więcej niż 30-35% naszej produkcji, zaś 60% to prace geomatyczne i fotogrametryczne. Rynek krajowy potrzebuje dużych, profesjonalnych firm, które niosą postęp, ale kto chce konkurować w kraju, musi inwestować. Dlatego przez 11 lat istnienia prywatnego OPeGieKa ani razu nie wypłacono wspólnikom dywidendy. Corocznie odcina się kawałek tortu (jakieś 600 tys. zł) z przeznaczeniem na prace badawcze, dzięki którym firma jest ciągle na wysokim poziomie technologicznym i ma do zaoferowania produkt wysokiej jakości. Dodatkowo ok. 1 mln złotych rocznie przeznacza się na inwestycje. Na początku działalności koledzy Romanowskiego z ołówkiem w ręku dowodzili, że nie warto kupować tachimetrów elektronicznych, bo to się nie zwróci. Na przekór sceptykom tachimetry zakupiono. I dobrze się stało, bo po trzech latach konkurencja też je miała, a wtedy OPeGieKa dysponowało już nie tylko sprzętem, ale całą technologią. I tak jest ze wszystkim, że na początku się nie opłaca; tak było z mapą numeryczną, fotogrametrią. – Teraz przez dwa lata możemy nie inwestować i nie będziemy odstawać od konkurencji – podkreśla Romanowski. – Ale my świadomie wybieramy inną strategię. Mamy wizję i długofalowy program istnienia – chcielibyśmy, żeby naszą specjalizacją była numeryczna obsługa ośrodków dokumentacji i zakładów przemysłowych.
Ludzie OPeGieKa zatrudnia prawie 100 osób (w momencie prywatyzacji było 62). Po ok. 40 osób pracuje w zakładach: geodezji oraz geomatyki. Zakład Geomatyki tworzy 25 operatorów pracujących na dwie zmiany, 8-10 informatyków i 5 technologów. – Nie przyjmujemy do firmy fachowców z doświadczeniem – mówi prezes Romanowski. – Fundujemy stypendia, prowadzimy promocję na uczelniach i zatrudniamy wyłącznie ludzi prosto po studiach, bez złych nawyków. Wnoszą oni do firmy świeżą myśl techniczną, choć na początku niewiele umieją. 40% z nich odchodzi po roku, za to ci, którzy zostają, naprawdę chcą tu pracować i mogą się wiele nauczyć. W firmie musi być obecny element konkurencji. Nie chcemy nikogo krzywdzić, ale bez uczenia się i rozwoju nie będzie postępu. Naszym Zakładem Geomatyki rządzą 30-latkowie i doskonale sobie radzą. Kierownik zakładu Adam Augustynowicz jest, obok zastępcy dyrektora Sławomira Świderskiego, głównym strategiem w zakresie najnowszych rozwiązań geomatycznych. Fotogrametrią cyfrową kieruje 25-latek Mariusz Miłek, który pracuje tu zaledwie dwa lata. Bardzo dynamicznie rozwija się pracownia kartografii numerycznej pod kierownictwem Jarosława Kucińskiego. Jest to domena ludzi młodych, którym stwarzamy tylko możliwości twórczego działania. Ale budowanie takiego zespołu jak nasz trwa kilka lat – dodaje. Zarobki w firmie kształtują się przeciętne na poziomie 2000 zł brutto. Młody inżynier na początek dostaje 1000 zł. Najlepsi zarabiają ok. 4000-5000 zł. – Nikt u nas nie ma prawa wykonywać dodatkowych robót na własny rachunek – kategorycznie zastrzega prezes. – Kto uważa, że lepiej będzie mu we własnej firmie, niech odejdzie. Były już przypadki zwolnień za podejmowanie dodatkowej pracy i to wszystkich otrzeźwiło – dodaje.
Pełna treść artykułu w lutowym wydaniu GEODETY
powrót
|