Katarzyna Pakuła-Kwiecińska
Mapa numeryczna to dzisiaj za mało
Z zaproszenia do redakcyjnej dyskusji na temat GIS skorzystali sprzedawcy tej technologii: Wojciech Karcz (Autodesk), Lech Nowogrodzki (ESRI), Robert Widz (Intergraph) oraz Rolland Zelles (Autodesk).
Geodeci są jednymi z naszych podstawowych klientów – uważają nasi goście. – Narzędzia do przeglądania informacji geograficznej, do analizowania byłyby bezużyteczne, gdyby tych danych nie było. Ktoś musi je pozyskiwać, weryfikować, wprowadzać do systemu, aktualizować. Bez ludzi, którzy to robią, pozostała grupa użytkowników nie ma znaczenia.
Katarzyna Pakuła-Kwiecińska: Czy GIS jest w ogóle potrzebny?
Lech Nowogrodzki: GIS na świecie jest wszechobecny, nawet w medycynie! Trudno w tej chwili znaleźć dziedzinę, gdzie nie mógłby mieć zastosowania.
Robert Widz: Prawie każda informacja ma jakąś relację przestrzenną. Jeśli ktoś wykonuje analizy tych danych, to zawsze dojdzie do ich prezentacji przestrzennej. To my uświadamiamy klientom, że GIS jest im potrzebny, bo nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że takie metody istnieją. Dopiero potem zaczynamy rozmawiać, w jakim zakresie, bo GIS to bardzo szerokie pojęcie. Przecież zupełnie inne techniki i oprogramowanie stosuje się do tego, żeby dane pozyskać, a inne do analiz.
L.N.: Część kadry średniego szczebla i użytkowników już nie wyobraża sobie pracy bez komputera. Często natomiast trzeba przekonywać decydentów, że o profesjonalnym zarządzaniu nowoczesnym państwem, powiatem czy nawet gminą nie może być mowy bez GIS-u.
Wojciech Karcz: GIS, jak każda inna działalność, ma charakter ekonomiczny. Jeżeli klientowi ta technologia przynosi korzyści i jest on gotów zainwestować w nią, licząc na zwrot nakładów, to oczywiście GIS jest potrzebny. Myślę, że za parę lat GIS zaniknie jako taka bardzo wyabstrahowana gałąź i rozpłynie się w tych wszystkich zastosowaniach.
L.N.: Na GIS wydawanych jest coraz więcej pieniędzy. Papierkiem lakmusowym jest to, co się dzieje od strony usług serwisowych.
R.W.: Usługi związane z wdrażaniem GIS-u można podzielić na dwie części. Pierwsza to podpowiedź, jak GIS wdrożyć, zaprojektować, jakie narzędzia wybrać, i tym się zajmujemy. Natomiast druga to jest wykonanie tego GIS-u. Nie chcemy wkraczać w rynek pozyskiwania danych do systemów informacji geograficznej, bo od tego są firmy, które, obok użytkowników końcowych, są również naszymi klientami.
M.K.: My również nie oferujemy usług w zakresie pozyskiwania danych. Robią to nasi partnerzy.
L.N.: Ja uważam, że łączenie jednego z drugim powinno dać efekty najbliższe temu, czego się klienci spodziewają. Widzę wyraźny nacisk z ich strony na rozwiązywanie coraz bardziej zaawansowanych problemów. Zadają coraz bardziej złożone pytania. Utrzymywanie personelu technicznego, który rozwiąże tylko najbardziej podstawowe problemy techniczne, to zdecydowanie za mało.
Gdzie widzą Panowie największe zainteresowanie GIS-em? Czy ze strony administracji rządowej, samorządowej, dużych przedsiębiorstw, a może jeszcze innej grupy?
R.W.: W administracji samorządowej jest chyba największa świadomość potrzeby posiadania tego typu systemów, bo zarządzanie dużym miastem i planowanie rozwoju nieuchronnie je przywołuje.
L.N.: Jednak samorząd samorządowi nie równy. Jeżeli chodzi o większe aglomeracje, zadanie jest trochę trudniejsze, bo i skale problemów są inne. Nieliczne są miasta, w których potrafiono się dogadać między sobą na tyle, żeby zrobić coś konkretnego. Znamy przecież wiele poważnych przymiarek do wdrożenia GIS, które zostały na jakimś etapie zawieszone. Klasycznym przykładem jest tutaj Warszawa, gdzie dochodzi jeszcze rozczłonkowanie władzy na gminy, dzielnice, które nie służy podejmowaniu jakichś sensownych decyzji. Dużo wdzięczniejszym tematem są średnie miasta. Na ogół decydenci są tam młodsi, bardziej prężni i starają się pokazać, że coś potrafią. Chcą przejść na bardziej nowoczesne zarządzanie. Oprócz samorządów dodam jeszcze parę innych dziedzin, gdzie moim zdaniem zaczyna się „ruszać”.
Pełna treść artykułu w czerwcowym wydaniu miesięcznika GEODETA
powrót
|