Zygmunt Karwowski
Rozwiązania gołym okiem nie widać
„Wizerunek” i „Zwierciadło” ciąg dalszy
Artykuł Pana Wojciecha Tokarskiego (GEODETA 7/95), stanowiący krytykę mojego inseratu „Wizerunek geodezji polskiej” (GEODETA 4/95), nie tylko nie popsuł mi humoru, jak tego oczekiwał Autor, ale wręcz przeciwnie – odczuwam, jakby go (mimowolnie) nieco poprawił. Stan mego humoru jest zresztą sprawą bez znaczenia.
Istotą rzeczy i, jak rozumiem, naszej polemiki jest rzetelna ocena wspólnego nam obu zawodu, wskazanie na jego dobre i złe strony i oczywiście próba poprawienia tych drugich. Jednak zanim do tego przejdę, chcę złożyć odnośnie mojego krytykowanego tekstu drobne wyjaśnienie i równie drobne zaprzeczenie. Wyjaśniam, że popełniłem grzech nieuwagi, gdyż można było wnosić z mojego tekstu, jakoby geodezja polska składała się tylko z wykonawstwa geodezyjnego. Niniejszym przepraszam wszystkich mimowolnie przeze mnie urażonych i oświadczam, że na wizerunek geodezji polskiej składaj się w równym stopniu wykonawcy robót geodezyjnych, administracja geodezyjna, ośrodki dokumentacji geodezyjno-kartograficznej, szkolnictwo, działalność naukowo-badawcza i piśmiennictwo techniczne... Chyba nikogo nie pominąłem, zaś kolejność wyliczania jest absolutnie przypadkowa. A teraz zaprzeczenie. Nie rozprawiałem się z ośrodkami dokumentacji geodezyjno-kartograficznej, a już w żadnym razie „bezpardonowo”, jak to mi przypisuje mój szanowny polemista. Dla wszystkich pracowników ośrodków dokumentacji mam (i miałem zawsze) należny szacunek, co wcale nie oznacza, abym nie dostrzegał problemów, a zwłaszcza konfliktów, jakie tam się pojawiają. W tym miejscu pragnę sprecyzować, że wiadomości o pracy ośrodków czerpałem z mojej praktyki i obserwacji w Warszawie i województwie warszawskim oraz rozmów bezpośrednich i telefonicznych, a także opisów konfliktów, jakie napłynęły do Geodezyjnej Izby Gospodarczej. W pytaniach ankiety rozpisanej przez GIG nie było mowy o ośrodkach.
Pełna treść artykułu w lutowym wydaniu miesięcznika GEODETA
powrót
|