Po wybuchu zamieszek libijskie władze zablokowały dostęp do internetu. Jednak wkrótce go odblokowano i na portalach społecznościowych pojawiły się wpisy tamtejszych internautów. Irański użytkownik przedstawiający się jako Arasmus stworzył na podstawie wpisów z Twittera mapkę protestów bazująca Google Maps. Mapa nie jest jednak automatycznie aktualizowana na podstawie wpisów z Twittera, gdyż mogłoby to spowodować zagrożenie dla demonstrantów.
Choć informacje z portali społecznościowych nie są w pełni wiarogodne, mogą być jednak cennym źródłem informacji. Szczególnie w sytuacji, gdy z Libii docierają zaledwie szczątkowe relacje z wydarzeń, a zachodni reporterzy nie mają wstępu do kraju. Internet przede wszystkim ułatwia komunikację między ludźmi, ale naniesienie relacji na mapę pozwala lepiej zorientować się w sytuacji.
Mapę protestów na Bliskim Wschodzie i w Afryce Płn. na podstawie doniesień z Twittera stworzył również amerykański bloger Virender Ajmani.