|2022-07-04|
Geodezja, GIS, Mapy, Teledetekcja
Utajnianie w epoce Google'a, czyli dostępność geodanych a bezpieczeństwo państwa
Polska stała się w ostatnich latach niekwestionowanym liderem otwierania danych przestrzennych. W związku z wojną w Ukrainie pojawiają się jednak głosy, by przynajmniej tymczasowo zejść z tej ścieżki. Czy słusznie? Odpowiedzi na to pytanie poszukujemy w lipcowym wydaniu GEODETY.
Gdy 24 lutego br. Rosja zaatakowała Ukrainę, zdecydowana większość ekspertów zgodnie prognozowała, że z racji dużej dysproporcji armii obu krajów wojna będzie trwała krótko. Jak wiadomo, przewidywania te okazały się kompletnie nietrafione. Powszechnie uważa się, że to zasługa nie tylko waleczności Ukraińców oraz ich dozbrajania przez kraje Zachodu, ale także kiepskiego przygotowania rosyjskiej armii. Z rewelacji opublikowanych przez brytyjski dziennik „The Standard” wynika, że problemem dla wojsk agresora okazała się kwestia tak podstawowa, jak dostęp do aktualnych map topograficznych. Cytowani przez gazetę zachodni eksperci twierdzą, że w ofensywie na Kijów rosyjskie wojska posiłkowały się opracowaniami jeszcze z czasów sowieckich, nawet z lat 70.! W ich ocenie bezpośrednio przełożyło się to na mniejszą skuteczność ostrzału, a jednocześnie na większą liczbę ofiar wśród cywilów.
Ten przykład dobrze ilustruje rzecz zdawałoby się oczywistą: aktualne i szczegółowe dane przestrzenne to podstawa skutecznych działań wojennych. A skoro za naszą wschodnią granicą toczy się krwawa wojna, to czy powinniśmy podawać wrogowi nasze geodane na tacy? Z drugiej strony można jednak zapytać, czy w czasach rozwiniętej teledetekcji satelitarnej utajnianie ich miałoby jakiekolwiek znaczenie? Oczywiście poza tym, że utrudniłoby życie cywilnym użytkownikom.
Przynajmniej nie ułatwiajmy
Ogólnopolską dyskusję na ten temat wywołał artykuł, który ukazał się 5 maja w „Rzeczpospolitej”. „Geoportal pokazuje wszystko, co chce wiedzieć przeciwnik” – straszył na okładce dziennik. Zwrócono w nim uwagę, że dostępne w tym serwisie wysokorozdzielcze zdjęcia lotnicze pozwalają w szczegółach zobaczyć, co dzieje się w bazach wojskowych czy zakładach przemysłowych o strategicznym znaczeniu (fot.). Do tego publikowane są tu dane o uzbrojeniu terenu przydatne do planowania różnego rodzaju ataków. Cytowany przez dziennik płk Andrzej Kruczyński, były oficer jednostki GROM i wiceprezes Fundacji Instytut Bezpieczeństwa, nie ma wątpliwości, że udostępnianie tego typu danych stanowi realne zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. Przytacza tu przypadek ataku terrorystycznego na lotnisko w Brukseli z 2016 roku, gdzie zamachowcy zdołali zaplanować całą akcję, bazując wyłącznie na dokumentacji ogólnie dostępnej w internecie.
Temat szybko podchwyciły inne media. Jeszcze tego samego dnia na antenie radia TokFM do sprawy odniósł się gen. Waldemar Skrzypczak – były dowódca Wojsk Lądowych. „To skandal, niedopuszczalne wręcz. To są współrzędne dla np. celowników samolotów czy systemów naprowadzania rakiet” – grzmiał w audycji. W jego ocenie choć Rosjanie doskonale znają lokalizację na szych baz wojskowych, to nie dysponują informacjami np. o szczegółowym przebiegu światłowodów czy gazociągów. „Ktoś powinien ponieść konsekwencje” – ocenił tę sytuację generał. Udostępnianiem danych przestrzennych zainteresowali się też politycy…
Pełna treść artykułu w czerwcowym wydaniu miesięcznika GEODETA
Redakcja
|