|2012-08-03|
Geodezja, Firma, Ludzie
Od pieca do pieca
Sama geodezja to za mało. Trzeba umieć znaleźć się przy modernizacjach, projektowaniu czy ekspertyzach, i to nie gdzieś na dole, ale na poziomie szczebla zarządzającego – mówią właściciele firmy Geoservex z Bydgoszczy Bolesław Krystowczyk i Zbigniew Krystowczyk w najnowszym wydaniu GEODETY.
fot. z archiwum Geoservex
|
|
|
|
|
|
JERZY PRZYWARA: Na ścianach panów gabinetu wiszą liczne dyplomy i wyróżnienia... BOLESŁAW KRYSTOWCZYK: Kiedyś bawiliśmy się w różne konkursy, ale daliśmy sobie spokój, bo były z tym tylko kłopoty i wielu chętnych na „sponsorowanie” nagrody. ZBIGNIEW KRYSTOWCZYK: Niezamierzony efekt uboczny był taki, że po każdym laurze dzwoniły... banki, oferując swoje konta i usługi. A nasi klienci i tak nie wiedzieli, co to za nagroda.
Od początku działalności firmy zajmujecie się geodezyjną obsługą pieców obrotowych w cementowniach. BK: Skoncentrowaliśmy się na rynku obsługi tych maszyn i jesteśmy w ścisłej czołówce światowej, chociaż w Polsce mało kto o tym wie. ZK: Naszym kluczowym produktem jest obsługa geodezyjna maszyn obrotowych, przede wszystkim pieców, a tych najwięcej jest w przemyśle cementowym. Piec to serce cementowni i najbardziej obciążona maszyna, która podlega deformacjom o wiele częściej niż podobne urządzenia w przemyśle mineralnym czy papierniczym. Piece to także najbardziej wartościowe aktywa zakładu. W związku z tym kierownictwo cementowni łatwiej podejmuje decyzje o skrupulatnym sprawdzaniu i serwisowaniu tych maszyn.
Początki przygody z cementowniami sięgają końca lat 70. BK: Tak się złożyło, że w OPGK Bydgoszcz, gdzie zjawiłem się jeszcze jako student, dyrektor wysłał mnie do cementowni, żebym zajął się piecem. Od razu bardzo mnie to zainteresowało. Po dyplomie spotkałem na swojej drodze prof. Bogdana Neya, który bezbłędnie wyczuł ciekawy temat i namówił mnie do zrobienia doktoratu. Następnie trafiłem do prof. Wojciecha Janusza, który pomógł mi to wszystko usystematyzować. Recenzentami pracy doktorskiej, obronionej w 1983 roku, byli prof. Jan Gocał i prof. Witold Prószyński. Znakomita szkoła, najlepsze nazwiska. W połowie lat 80. w OPGK zająłem się piecami na poważnie, potem została wydzielona specjalna pracownia, a gdy przyszła transformacja, założyliśmy wraz z inżynierem Wiesławem Pauszkiem własną firmę. Tak w 1991 r. powstał Geoservex. A Zbyszek od dziecka był zafascynowany piecami [patrz okładka – red.], jako starszy chłopak często towarzyszył mi w pracy i było oczywiste, że skończy studia geodezyjne i dołączy do firmy.
Czy wkraczacie do cementowni dopiero wtedy, gdy piec ulega deformacji? ZK: Już w czasie budowy jest prowadzony nadzór nad montażem. To są maszyny, których średnica dochodzi do siedmiu metrów, a długość do stu – przy nowszych konstrukcjach i stu kilkudziesięciu – przy starszych. Ta rura musi być złożona z dokładnością 1-2 milimetrów. Montaż zwykle nadzoruje producent, ale zdarza się, że klient zamawia naszą usługę, na przykład gdy piec jest składany z elementów dostarczanych przez różnych producentów lub gdy niektóre elementy są adaptowane ze starej konstrukcji.
Co faktycznie oferujecie klientowi? BK: Jako pierwsi na świecie wprowadziliśmy metodę osiowania pieców w czasie ich ruchu. W 1985 roku to była rewolucja. Kiedy podczas pierwszej regulacji przesuwaliśmy rolki, na których opiera się piec, wszyscy inni spod tej gorącej maszyny uciekali. Amerykanie nazwali naszą metodę hot kiln alignment i termin wszedł do światowego słownictwa technicznego. Profesor Witold Prószyński powiedział mi kiedyś, że miałem podwójne szczęście. Po pierwsze, że doszedłem do tego nie na drodze naukowej, tylko praktycznej, a po drugie, że ten pierwszy piec się nie zawalił. Rzeczywiście wiązało się z tym wielkie ryzyko. Metodę zastosowaliśmy najpierw w polskich cementowniach, później w byłym bloku krajów socjalistycznych.
Jakie były dalsze kroki w rozwoju tej technologii? BK: Następną nowością było wykorzystanie dalmierza laserowego Disto. Pierwszy pomiar przeprowadziliśmy w Słowenii w 1989 roku. Za pomocą Disto mierzyliśmy w trybie ciągłym odległość do obracającego się pieca. Można powiedzieć, że to było skanowanie w 2D. ZK: Początkowo rejestracja wyników odbywała się ręcznie, ale Disto mierzyło odległości szybciej, niż my byliśmy w stanie pisać. Dlatego zawczasu przygotowywaliśmy specjalne formularze i jeden człowiek stał ze stoperem, a drugi wypełniał rubryki. Szybko jednak zaczęliśmy opracowywać system rejestrujący. Wykorzystaliśmy do tego znany w geodezji rejestrator Psion LZ64. Ku naszemu zdziwieniu jego procesor też nie nadążał z zapisywaniem rekordów! Dzisiaj zarejestrowanie 600 odczytów w czasie jednego obrotu pieca nie sprawia żadnych problemów.
A z najnowszych osiągnięć, czym byście się pochwalili? BK: Projektowaniem od tyłu, czyli modelowaniem istniejącego obiektu na podstawie dokładnych pomiarów. Dzisiaj buduje się stosunkowo niewiele cementowni, głównie modernizuje się istniejące. Wygląda to tak, że np. stary 8-podporowy piec tnie się na pół i na tej bazie robi nowy – wydajniejszy i krótszy. Konieczne jest wtedy połączenie starego projektu z nowym, czyli starych części z nowymi. Prowadząc analizę od tyłu, pomagamy określić prawidłowe parametry takiego urządzenia...
Pełna wersja wywiadu w sierpniowym wydaniu GEODETY
Zdjęcia Jerzy Przywara
Redakcja
|