|2012-07-03|
Geodezja, Ludzie
Zadania są, roboty nie ma
O tym, jak rozruszać rynek usług geodezyjnych, mówi prezes OPGK Olsztyn Waldemar Klocek, po raz czwarty wybrany na szefa Polskiej Geodezji Komercyjnej
KATARZYNA PAKUŁA-KWIECIŃSKA: Rozmawiamy bezpośrednio po pierwszym publicznym wystąpieniu Kazimierza Bujakowskiego jako nowego głównego geodety kraju. Czy płyną z tego jakieś nadzieje dla rynku geodezyjnego, szczególnie dla dużych firm, które pan reprezentuje? WALDEMAR KLOCEK: Myślę, że tak. Te sprawy, które dzisiaj poruszał główny geodeta kraju, są w kręgu naszych zainteresowań. Jeżeli mówił o katastrze, o łączeniu ksiąg wieczystych z ewidencją gruntów i budynków, o modernizacji ewidencji, to jest dobry kierunek. Poza tym negatywnie wypowiadał się na temat nadmiernej samodzielności powiatów, użył nawet sformułowania „księstwa udzielne”.
Do tej pory nikt z kierownictwa GUGiK oficjalnie tak odważnie tego nie nazywał. Akurat ta opinia pokrywa się ze zdaniem naszego związku, a także Geodezyjnej Izby Gospodarczej, szczególnie na temat opłat stosowanych w ośrodkach dokumentacji geodezyjnej i kartograficznej. Powiaty żyją w oderwaniu od rzeczywistości. Ten stan był tolerowany przez wiele lat i życzyłbym GGK, żeby udało mu się to przeciąć. Może wprowadzi takie prawo geodezyjne, które narzuci jeden sposób działania administracji samorządowej? Ale łatwo nie będzie, bo powiaty mają wielu obrońców, którzy twierdzą, że całe zło tkwi w administracji rządowej. A do tego wszystkiego dochodzi kataster. Jeżeli ma on być jednolicie prowadzony, to musi paść odpowiedź, jak to zapewnić i w jakich strukturach?
A deregulację uprawnień zawodowych uda się Bujakowskiemu jeszcze zatrzymać? Sądzę, że nowy GGK zechce poświęcić zakresy 3, 6 i 7 i spróbuje bronić pozostałych. Ale prace nad deregulacją zaszły tak daleko, że trudno będzie ten trend odwrócić. Rząd zrobi, co zechce. Tym bardziej że nasza walka o 3, 6 i 7 nie znalazła poparcia wśród bratnich organizacji. Teraz wszyscy musimy uratować zakresy 1, 2, 4 i 5. Od tego zależy przyszłość geodetów, także tych, którzy niebawem będą absolwentami szkół wyższych. Ostatnim naszym wspólnym z innymi organizacjami projektem były propozycje złożone w Ministerstwie Sprawiedliwości likwidacji trójki, skrócenia praktyki do roku w pozostałych zakresach i zaliczenia do doświadczenia zawodowego praktyk studenckich. Nadal jednak podtrzymujemy opinię, że w geodezji nie powinno być deregulacji tam, gdzie mamy do czynienia z odpowiedzialnością za własność i za bezpieczeństwo.
Co to dzisiaj znaczy duża firma geodezyjna? Uważam, że przy zatrudnieniu ponad 50 osób to już jest duża firma, co wymusza wprowadzanie nowych technologii i ciągłe kształcenie kadr. Bo przy drobnych robotach, jak np. modernizacja EGiB czy mapy cyfrowe, z tak liczną załogą zatrudnioną na umowę o pracę duże przedsiębiorstwo nie ma szans na rynku. Może oczywiście pozyskać zamówienie na obsługę budowy, ale te też powoli się kończą. Zresztą tylko 4-5 członków naszego związku zajmuje się tym zakresem robót, część prowadzi wyłącznie prace kameralne i w ogóle nie zatrudnia polowców. Dlatego bez fotogrametrii, skaningu laserowego, wielkich opracowań, szczególnie kameralnych, większe firmy nie przetrwają. ISOK realizują duże spółki, bo małe by sobie z tym nie poradziły, choć również korzystają na dużych projektach jako podwykonawcy...
Pełna wersja wywiadu w lipcowym wydaniu GEODETY
Redakcja
|