Mapa do celów projektowych (MdcP) jest obowiązkowym punktem w ofercie niemal każdej firmy geodezyjnej. Jak jednak można wyczytać na forach internetowych, to istotne dla wielu przedsiębiorstw źródło przychodów zaczyna wyraźnie wysychać. Liczba zleceń na MdcP miałaby bowiem w ostatnich miesiącach spaść nawet o 20-30%. Dotychczas trend ten dotyczył głównie drobnych inwestycji, a teraz obserwuje się go także przy większych przedsięwzięciach. To, że problem jest realny, potwierdzają zresztą nie tylko anonimowi internauci, ale również organizacje geodezyjne.
• Zła mapa zasadniczaCzym jest spowodowany ten malejący popyt na mapy? Projektanci coraz częściej dochodzą do wniosku, że skoro prawo nakazuje im projektowanie na „aktualnej mapie zasadniczej”, to lepiej kupić ją bezpośrednio w ODGiK-u niż u geodety. Oszczędność z tego tytułu jest spora. Za kopię MZ zapłacimy kilkadziesiąt złotych, a za MdcP – od kilkuset złotych w górę. A skoro w wielu urzędach taka dokumentacja przechodzi, tylko głupi by nie skorzystał.
To jednak niejedyny powód. – W
Prawie budowlanym konsekwentnie poszerzany jest katalog inwestycji niewymagających pozwolenia na budowę. Dla nich nie trzeba sporządzać projektu budowlanego, a co za tym idzie, MdcP. Jako przykład można wskazać budowę zjazdów z dróg publicznych, gdzie jednolity pomiar rzędnych terenu zapewniający wiarygodne przewyższenia jest kluczowy do prawidłowego projektu – komentuje prezes Pomorskiego Stowarzyszenia Geodezyjnego Michał Pellowski. – Wprawdzie proceder ten trwa od wielu lat, ale ostatnio nasiliło się wraz z wprowadzaniem numerycznej mapy zasadniczej. Dziś każdy, również projektant, może zamówić ją w postaci elektronicznej. W praktyce to edytowalny i wygodny podkład mapowy, który dzięki pracy geodetów zawiera bardzo dużo szczegółów terenowych – dodaje Michał Pellowski.
Prezes Geodezyjnej Izby Gospodarczej Rafał Piętka również twierdzi, że zjawisko znane jest mu od lat, choć nasiliło się po kontrowersyjnej nowelizacji Prawa geodezyjnego i kartograficznego z 2014 roku. Zniosła ona bowiem obowiązek uzgadniania przyłączy. Samo w sobie nie byłoby to niczym złym, gdyby nie fakt, że gestorzy sieci podciągają pod pojęcie „przyłącze” infrastrukturę o długości nawet 150 km, linie wysokiego napięcia, wodociągi czy gazociągi! W takiej sytuacji wszystkie te obiekty nie tylko nie podlegają naradom, ale także procedurze uzyskiwania pozwolenia na budowę. – Podczas prac nad nowelizacją Pgik dobitnie zwracałem uwagę na zagrożenia związane z tą zmianą. Niestety, strona rządowa ignorowała wszelkie głosy rozsądku i dziś bez satysfakcji mogę powiedzieć, że miałem rację – komentuje prezes GIG.
Michał Pellowski dodaje natomiast, że problem z mapami do celów projektowych jest głębszy. Nasila się bowiem handel tymi opracowaniami...
Pełna treść artykułu w majowym wydaniu miesięcznika GEODETA