|2014-10-10|
Geodezja, Ludzie
Gleba jest najważniejsza
Lekceważący stosunek do uregulowania prawnego zawodu klasyfikatora gruntów doprowadził do tego, że dzisiaj każdy może się tym zajmować – mówi w wywiadzie opublikowanym w październikowym wydaniu GEODETY prof. Piotr Skłodowski, autorytet w dziedzinie gleboznawstwa i ochrony gruntów. To już piąty artykuł z cyklu „Poczet profesorów”, czyli rozmów z okazji zbliżających się rocznic 100-lecia odnowienia tradycji Politechniki Warszawskiej i 95-lecia Wydziału Geodezji i Kartografii.
fot. Stanisław Nazalewicz
|
|
|
|
|
|
GEODETA: Zaliczył pan staż w prestiżowej uczelni w USA.
PIOTR SKŁODOWSKI: Za tym wyjazdem stał prof. Szczepan Pieniążek, dyrektor Instytutu Sadownictwa w Skierniewicach. To, że jesteśmy dzisiaj jednym z największych producentów jabłek na świecie, jest zasługą m.in. prof. Pieniążka, który jeszcze przed wojną został wysłany do USA do Cornell University na studia doktoranckie. Utrzymywał kontakty z USA i współpracował z organizacją religijną (z kwakrami), dzięki czemu po 1956 roku na praktyki do USA wyjechało z Polski ponad 1200 osób.
Płynęło się statkiem „Batory” do Montrealu, skąd Amerykanie odbierali polską grupę. Jedni odbywali praktyki na farmach, inni, jak ja, kierowani byli na uczelnie. Brałem tam udział w projekcie badawczym i miałem do wykonania konkretne prace. Za to płacili mi niewyobrażalną wtedy dla Polaka kwotę 450 dolarów miesięcznie. Ponieważ to, co miałem zrobić w półtora roku, zrobiłem w pół, Amerykanie zaproponowali, żebym zajął się tym, co mnie interesuje. Wykorzystałem ten czas na badania nad wydzielaniem substancji próchnicznych z gleb oraz nad właściwościami chemicznymi i fizykochemicznymi gleb. Miałem wspólne z Amerykanami publikacje, a wyniki badań uzyskane m.in. dzięki zastosowaniu najnowocześniejszej wtedy aparatury laboratoryjnej posłużyły mi w Polsce do zrobienia habilitacji.
W 1981 roku nie usunięto pana z uczelni, mimo iż rzucił pan legitymację partyjną.
Sam się temu dziwiłem. Do PZPR zapisałem się po powrocie z USA. W grudniu 1970 r. pierwszym sekretarzem PZPR został Edward Gierek wywodzący się z komunistów francuskich, dlatego myślałem, że to będzie inna partia. W grudniu 1981 roku, kiedy to z soboty na niedzielę trzynastego wprowadzono stan wojenny, w poniedziałek poszedłem do komitetu uczelnianego i zwróciłem legitymację. Oczywiście, liczyłem się z tym, że choć jestem samodzielnym pracownikiem nauki i dyrektorem Instytutu, to mogą mnie wyrzucić z uczelni. Nie chciałem jednak należeć do organizacji, która siłą broniła swego panowania. Nie wyrzucono mnie, i do dzisiaj nie wiem dlaczego. (...)
Jak zmieniło się kształcenie z „glebek” na PW?
Student nie może mieć więcej niż 25 godzin zajęć tygodniowo, z czego połowa to są wykłady, na które może przychodzić lub nie. W latach 60. było ponad 40 godzin zajęć. Wtedy absolwenci byli rzeczywiście przygotowani do uprawiania zawodu, w szczególności zawodu klasyfikatora. Lekceważący stosunek do uregulowania prawnego tego zawodu doprowadził do tego, że dzisiaj każdy może zajmować się klasyfikacją.
Teraz klasyfikatorów wyznacza starosta.
I dlatego mam wielkie obawy związane z takim sposobem powoływania klasyfikatorów. Przedtem obowiązywała tzw. lista marszałkowska, nie było to idealne rozwiązanie, ale wiadomo było, że klasyfikatorem nie mogła zostać osoba przypadkowa. (...) Wielokrotnie rozmawiałem z głównymi geodetami kraju o uprawnieniach dla klasyfikatorów. I co słyszałem? Teraz to niemożliwe, bo mamy redukować liczbę zawodów!...
Pełna treść wywiadu w październikowym wydaniu GEODETY
Rozmawiali Zbigniew Leszczewicz i Jerzy Przywara
|