Katarzyna Pakuła-Kwiecińska
Tsunami czy kapuśniaczek?
W lutym udzielił GEODECIE odważnego wywiadu, w maju i czerwcu opublikował na naszych łamach dwa krytyczne artykuły na temat najnowszych rozporządzeń do Pgik, równolegle wysyłając je głównemu geodecie kraju Kazimierzowi Bujakowskiemu z prośbą o reakcję.
Reakcji nie było, za to GGK ogłosił w pierwszej połowie czerwca kilka wielomilionowych przetargów dotyczących „bezpłatnej” aplikacji do zarządzania numeracją adresową i tworzenia dla niej baz danych. To przepełniło miarę. Wtedy wysłał list do ministra administracji i cyfryzacji Michała Boniego i opublikował list otwarty do GGK. Pisał w nich już nie tylko o stanowieniu złego prawa, ale sformułował również poparte konkretnymi przykładami podejrzenie niegospodarności. Dopiero wtedy GGK zaczął odpowiadać na korespondencję, zarówno na tę kierowaną bezpośrednio do niego, jak i tę upublicznioną m.in. na Geoforum.pl.
Sprawcą zamieszania jest dr Waldemar Izdebski, prezes firmy Geo-System od 20 lat zajmującej się informatyzacją geodezji. Można by to nawet potraktować jako narzekania sfrustrowanego przedsiębiorcy, któremu GUGiK psuje interes, gdyby nie fakt, że w sukurs Izdebskiemu szybko przyszedł prezes konkurencyjnej spółki informatycznej Zbigniew Figas z Systherm Info, publikując swój list otwarty i zarzucając GUGiK-owi wprost: „niegospodarność w ostatnich przetargach” i żądając „ich natychmiastowego anulowania oraz rewizji polityki Urzędu w tych poruszonych zagadnieniach”. Figas zasugerował także zmianę priorytetów GUGiK „z bycia konkurentem firm informatyczno-geodezyjnych do twórcy i strażnika standardów, poprzez m.in. powrót do idei homologowania systemów informatycznych działających w szeroko rozumianej branży geodezyjnej przynajmniej w zakresie spełniania wymogów obowiązujących przepisów”. A w komentarzach do listu otwartego Izdebskiego na Geoforum.pl dopisała się Weronika Borys, prezes firmy Geobid: „Jesteśmy, podobnie jak Pan Izdebski, przerażeni beztroskim wydawaniem pieniędzy w ramach projektów, głównie współfinansowanych ze środków unijnych, EOG czy funduszy norweskich, które oprócz »produktów« opisanych we wniosku, nie przynoszą żadnej wartości geodezji ani społeczeństwu. To, co dzieje się z EMUiA, za chwilę powtórzy się przy projekcie ZSIN. Nie wspomnę już o »produkcie«, który powstał w ramach PRG. To nie modele, aplikacje czy rozbudowane systemy są potrzebne środowisku geodezyjnemu, lecz wiarygodne dane, i na ich pozyskanie powinny być przeznaczone środki finansowe”.
Pełna treść artykułu w lipcowym wydaniu GEODETY
powrót
|