Rozmawiali: Adam Linsenbarth, Katarzyna Pakuła-Kwiecińska
Od kartografii do poligrafii
Podczas niedawnej wizyty profesora Felicjana Piątkowskiego w Instytucie Geodezji i Kartografii odbyła się miła uroczystość nadania Mu godności Honorowego Członka IGiK. Korzystając z okazji, udało nam się przeprowadzić z Profesorem krótką rozmowę.
ADAM LINSENBARTH: Działalność Pana Profesora jest wielowątkowa, a związki z fotogrametrią sięgają jeszcze okresu przedwojennego.
FELICJAN PIĄTKOWSKI: W 1933 roku, w ramach pracy dyplomowej realizowanej pod kierunkiem profesora Brunona Piaseckiego, wykonałem aerotriangulację Wyszkowa. Gdy tylko skończyłem studia, Profesor zaprosił mnie do pracy w Fotolocie, ale we wrześniu dostałem wezwanie do Podchorążówki we Włodzimierzu Wołyńskim. Po powrocie zatrudniłem się w Biurze Planowania Ziem Górskich (BPZG), które ściśle współpracowało z Fotolotem. Prowadziłem tam prace triangulacyjne dotyczące Huculszczyzny: Worochty, Kosowa Huculskiego, Żabiego i Zaleszczyk, czyli całej południowej Polski, która była pod opieką BPZG. Bezpośrednim opiekunem spraw kartograficznych był płk Lichtarowicz-Zawadzki.
KATARZYNA PAKUŁA-KWIECIŃSKA: Kto wykonywał zdjęcia lotnicze niezbędne do Waszych prac? Fotolot, który dysponował wówczas trzema samolotami.
KPK: Czy prace fotogrametryczne prowadzone przez Fotolot i Biuro Planowania Ziem Górskich miały charakter naukowy, eksperymentalny? To była typowa produkcja. Ciekawie wyglądały prace w Żabim, które było najdłuższą wsią w ówczesnej Polsce (18 km długości). Na wzgórzach po obu stronach doliny Prutu musieliśmy wybudować całą masę wież triangulacyjnych. Miałem zespół Hucułów, świetnych w toporach, prowadzony przez samego wójta Żabiego (nawiasem mówiąc, to on był przyczyną mego palenia fajki). Cały jeden sezon od marca do końca września pracowaliśmy tylko dla Żabiego. Stamtąd wysyłałem materiały inż. Stanisławowi Dmochowskiemu, który jako szef sekcji triangulacji radialnej Fotolotu opracowywał je i odsyłał do BPZG.
AL: A jak było z fajką? Pamiętam, że przez lata nie rozstawał się Pan z nią. Któregoś razu po powrocie z Warszawy przywiozłem Hucułom pudełko tytoniu angielskiego. Wieczorem poczęstowałem ich tym tytoniem, a sołtys wyciągnął ze swojej pięknej huculskiej torby fajkę i sprezentował mi ją. Wypadało zapalić, to było takie fajkowe zbratanie się. I na moje nieszczęście od tej pory zacząłem palić i paliłem 35 lat.
AL: Kiedy dla Pana Profesora zaczęła się wojna? Zostałem zmobilizowany 24 lipca 1939 r. w Dęblinie. Trafiłem do 28. Pułku Artylerii Ciężkiej. Przez Warszawę dostałem się transportem z naszymi działami i końmi pod Wieluń, gdzie zaczęły się walki. Jedna trudniejsza utarczka miała miejsce pod Skierniewicami we wsi Kamień, kolejna w Brwinowie. Tam zostawiliśmy działa, które nie miały już amunicji, i ruszyliśmy przez Puszczę Kampinoską w kierunku Modlina. W twierdzy trwaliśmy do końca, do honorowej kapitulacji. Potem dostaliśmy się do Działdowa do oflagu, skąd Niemcy – zgodnie z warunkami kapitulacji – nas zwolnili.
AL: Kiedy rozpoczął Pan Profesor prace nad mapą zniszczeń Warszawy? Powstała ona już w 1947 r. Na skutek interwencji profesora Jana Piotrowskiego lotnictwo sowieckie „zdjęło” gruzy Warszawy. Cały ten materiał dostaliśmy do Biura Odbudowy Stolicy, w którym wtedy pracowałem. Na tej podstawie wykonaliśemy mapę wydanę przez Główny Urząd Pomiarów Kraju w 1948 r.
KPK: Dlaczego nie została ona wówczas rozpowszechniona? Stało się to dopiero w roku 1984. Cenzura nie pozwoliła. Zdecydował o tym człowiek, który...
Pełna treść artykułu w październikowym wydaniu GEODETY
powrót
|