Teodor Józef Blachut
Widziane z Kanady
Historyczna rola Akademii Górniczo-Hutniczej w rozwoju nauk geodezyjnych. Działalność naukowców AGH w zakresie geodezji i fotogrametrii mogłyby być powodem do zazdrości wielu poważnych światowych uczelni. Znaczenie tego faktu rośnie jednakże niepomiernie, gdy się go rozpatruje w kontekście czysto polskim.
|
Urodziwszy się w 1915 r., byłem świadkiem obu wojen światowych, a nawet jako żołnierz-ochotnik brałem udział w kampanii francuskiej w czasie drugiej z nich. Dla Polaka nie ma w tym fakcie nic szczególnego, ale z pewnością rzuca on dużo światła na naszą wspólną, narodową historię. Przede wszystkim pozwala się domyślać, że kraj był często niemiłosiernie niszczony, a jego ludność mordowana. Ginęli w pierwszym rzędzie ci najdzielniejsi i najwybitniejsi, tak jak to było udziałem światowego formatu profesorów Oddziału Miernictwa Politechniki Lwowskiej. Nie znaczy to, że uczeni innych polskich uczelni byli łaskawiej traktowani przez wrogów. Toteż wszystkim im należy się w tej chwili nasze serdeczne wspomnienie! Rzeczpospolita międzywojenna miała dwa centra studiów i wiedzy geodezyjnej: w Warszawie i we Lwowie. Oba wydziały należy umieścić w ówczesnej, nielicznej, czołówce światowej. Należało do niej zaledwie kilka ośrodków w Europie kontynentalnej, zwłaszcza zaś centralnej. Obydwa polskie wydziały wybijały się swym nowatorskim podejściem, głównie wykorzystaniem nowoczesnej matematyki, której przedstawicielami w szkole lwowskiej byli tacy światowej sławy uczeni, jak Banach, Łomnicki czy Bartel. Należy również podkreślić, że Politechnika Lwowska miała fotogrametrię na dobrym poziomie dzięki wysiłkowi późniejszego profesora E. Wilczkiewicza, który nie obawiał się nowych i oryginalnych rozwiązań w zakresie instrumentów fotogrametrycznych. Faktu tego nie można przecenić zwłaszcza dzisiaj, gdy geodezja polska stoi przed nowymi i niczym nie ograniczonymi zadaniami i możliwościami. W następstwie wojny znaczna część profesorów Politechniki Lwowskiej została zamordowana, a sama uczelnia znalazła się poza terytorium polskim. Polscy geodeci, którzy przeżyli wojnę, zostali rozrzuceni przez ślepy los po różnych ośrodkach, a nawet krajach. Ja np. po kampanii francuskiej i internowaniu znalazłem się w Politechnice Zuryskiej jako asystent i pracownik naukowy, później zaś przez sześć lat pracowałem jako inżynier w sławnej fabryce Wilda w Szwajcarii. Z racji tego ostatniego zajęcia nawiązanie bliskiej i przeważnie serdecznej współpracy z Polską, zwłaszcza zaś z ośrodkiem warszawskim, wynikało samo przez się. Poznałem wtedy między innymi profesorów: Bronisława Piątkiewicza, Mariana B. Piaseckiego, Wacława Sztompke, jak również zasłużonego geodetę Wacława Kłopocińskiego, autora modelowych rozwiązań w zakresie pomiarów i kartowań miejskich w Warszawie. Gdy na zaproszenie rządu kanadyjskiego zorganizowałem w Ottawie Sekcję Badań Fotogrametrycznych (1951 r.), moja współpraca z krajem nabrała charakteru par excellence naukowego. Nie należy przy tym zapominać, że środowiska naukowe w całym świecie cieszą się pewną niezależnością i swobodą, przed którymi nie dało się „uchronić” nawet ówczesnego środowiska naukowego Rosji Sowieckiej. Okoliczności te są nadzwyczaj ważne, bowiem w dużej mierze kształtowały one losy geodezji polskiej.
Pełna treść artykułu we wrześniowym wydaniu GEODETY
powrót
|