Jerzy Przywara
Biznes wytyczony od zera
Opowiadają twórcy Małopolskiej Grupy Geodezyjno-Projektowej.
Wszystko zaczęło się od Bogdana Grodzińskiego (absolwenta AGH – rocznik 1979), który już w 1986 roku założył spółkę cywilną w Tarnowie. O zarabianiu w geodezji myślał w tym czasie także – będący jeszcze studentem AGH – Franciszek Gryboś.
Bogdan Grodziński: Patrząc dzisiaj na naszą pierwszą wspólną robotę, mam wrażenie, że więcej w niej było entuzjazmu niż zdrowego rozsądku. W 1987 roku Aleksander Grad, Franciszek Gryboś i Jerzy Huczek przynieśli pierwsze zlecenie. Byli jeszcze studentami Wydziału Geodezji Górniczej AGH. Nie mieli sprzętu, pieniędzy i doświadczenia. Mieli za to zapał i ambicję. Zlecenie wykonali więc pożyczonym sprzętem w ramach mojej małej spółki. Dzisiaj trudno byłoby powielić tamten schemat. Wszystko jest o wiele bardziej sformalizowane i samym zapałem niewiele można wskórać.
Tym pierwszym tematem była mapa do projektu gazyfikacji gminy Pleśna. Wkrótce okazało się, że między tkwiącymi wtedy w starych realiach dużymi przedsiębiorstwami geodezyjnymi doskonale daje sobie radę firma kilkuosobowa. W 1988 roku Grodziński z Gradem założyli w Tarnowie spółkę cywilną Grad-Grodziński.
B. Grodziński: Na początku nasza firma zatrudniała jednego pracownika. Sami wykonywaliśmy pomiary. Po 3 latach odsunęliśmy się od prac terenowych, zajmując się całkowicie administrowaniem spółką. Było to nieuniknione, bo zleceń przybywało.
Również plany Grybosia koncentrowały się na utworzeniu firmy. W 1989 roku, tuż po powrocie z wojska, wraz z Januszem Sobczykiem i Mirosławem Padołem założył w Gorlicach spółkę , która od 1995 roku, po odejściu Padoła działa pod nazwą Gryboś- Sobczyk (Huczek pozostał w Krakowie). Zrobili więc to, co planowali kilka lat wcześniej. Młodzi, ambitni, bez obciążeń poprzedniej epoki, obeznani z techniką komputerową, od początku stawiali na nowoczesne technologie.
Franciszek Gryboś: Już w 1991 roku wykonaliśmy komputerową mapę dla gminy Lubień. Prawie 1000 ha opracowaliśmy nieznaną wtedy technologią, wykorzystując doświadczenia z naszych prac magisterskich. Pamiętam, jak siedzieliśmy po nocach, by pokonać kolejne trudności. Była to doskonała szkoła charakterów. Większość zatrudnionych osób była tuż po studiach. Z pewnością lżej byłoby współpracować z ludźmi doświadczonymi, ale wtedy w miejsce entuzjazmu mógłby się pojawić strach przed niepowodzeniem. Dzisiaj znaczna część kadry to ludzie, których pozyskaliśmy wówczas do firmy.
Obie firmy działały równolegle w Tarnowie i Gorlicach. Liczyły najpierw po 5, potem 10, 20, 30 pracowników. Zaczęły pojawiać się coraz większe tematy do opracowania.
B. Grodziński: Na przełomie lat 80. i 90. weszliśmy w niszę rynkową. Duże państwowe firmy stawały się niewydolne. My natomiast wychodziliśmy z ofertą bezpośrednio do władz gminnych i miejskich. Braliśmy intensywny udział w rozbudowie infrastruktury na terenach wiejskich. Jeździliśmy wtedy „maluchami” i nie zawsze mieliśmy pieniądze na wypłatę. Czasy były ciężkie. Ale mimo, że operowaliśmy niewielkimi sumami, każdą zarobioną złotówkę inwestowaliśmy. Dzisiaj mogę powiedzieć, że ta strategia się opłaciła.
F. Gryboś: Bywało i tak, że rano pożyczaliśmy od kogoś pieniądze, by je wieczorem oddać, pożyczając z kolei od kogoś innego. Istotne jest to, że udało się w ciągu tych lat zgromadzić kapitał, który pozwolił na stworzenie dużej firmy.
Pełna treść artykułu w lipcowym wydaniu GEODETY
powrót
|