Marek Ziemak
Reforma, rząd, samorząd i my
Minęło 7 miesięcy wprowadzania reform różnych. Zmiany w administracji dotknęły również służby geodezyjne. Dotychczasowy model państwowej służby geodezyjnej zastąpiony został mieszanym, tj. rządowo-samorządowym. Przypomnę, że modelowi staremu zarzucano zbiurokratyzowanie, brak elastyczności, innowacyjności, a przede wszystkim chęci oferowania czy sprzedawania posiadanego zasobu obywatelom, inwestorom, wykonawcom czy nawet bratniej administracji samorządowej. W dyskusjach nad nowym modelem samorząd terytorialny reklamował się jako nasz, lub chociaż bliżej nas (tu mam na myśli geodetów wykonawców), i obiecywał szybkie usunięcie słabości, które trapiły administrację rządową. Izbie naszej model stary oczywiście się nie podobał (woleliśmy administrację specjalną), ale nie wpadaliśmy w bezkrytyczny zachwyt nad propozycjami kolegów samorządowców.
Sejm wybrał model mieszany. Miał prawo. Administracja zarówno rządowa, jak i samorządowa ma teraz obowiązek ten model doskonale zrealizować. Szczególnie samorządowa, bo postulowała, obiecywała i w końcu dostała, co chciała (no, może z wyjątkiem WBGiTR). Teraz my, podatnicy, czyli fundatorzy tego całego administracyjnego zamieszania, mamy prawo i obowiązek żądać rozliczenia naszych pieniędzy, czyli obiecywanych efektów. „Rzeczpospolita” niedawno wyliczyła, że w kraju funkcjonuje 13 różnych podatków. Ja na przykład stwierdziłem, że nie płacę tylko jednego z nich – od posiadania psów – szczęśliwie mam papugę.
Z naszego izbowego punktu widzenia zasadnicze są cztery aspekty działania służby geodezyjnej: - po pierwsze, sprawność ośrodków dokumentacji; - po drugie, generowanie zleceń na roboty geodezyjne przez wszystkie szczeble administracji; - po trzecie (dotyczy GUGiK), nadążanie (tylko) z prawem geodezyjnym i przepisami technicznymi za postępem technicznym i organizacyjnym w geodezji; - po czwarte (dotyczy Ministerstwa Rolnictwa), rozwiązanie WBGiTR-ów jako zakładów budżetowych.
Co się zmieniło po 7 miesiącach wdrażania reformy? - w ośrodkach jest niestety po staremu, tylko szyld inny; - w zleceniach i przetargach regres, żeby nie powiedzieć generalny krach. Jedynie gminy generują zlecenia w rozmiarach podobnych do zeszłorocznych. Powiaty nie mogą się zabrać do organizacji przetargów, a przecież dysponują 80% funduszu zasobu – w niektórych powiatach fundusz jest wydawany niezgodnie z przeznaczeniem. Geodeci województw mają kłopoty z uzgodnieniem kompetencji i finansowania z GUGiK, ponoć grozi niewykorzystanie budżetu – zgroza! - aktualizacja instrukcji technicznych przez Główny Urząd Geodezji i Kartografii jest nam obiecywana od zawsze, ostatnio w listopadzie ub.r. z terminem do lipca br. Bez rezultatu. - Wojewódzkie biura geodezji i terenów rolnych po reformie trafiły do samorządu wojewódzkiego, który zastanawia się, co z tym fantem zrobić. Samorząd ten ma słuszne wątpliwości, czy taka organizacja jest mu potrzebna i czy w ogóle ma sens, niemniej jednak WBGiTR-y wciąż trwają. Reasumując, zmian na lepsze nie widać. Pieniędzy na roboty też nie widać. Na co więc szanowna administracja wydała nasze podatki i wpłaty na fundusz zasobu?!
Pełna treść artykułu we wrześniowym wydaniu GEODETY
powrót
|