Jerzy Przywara
Tryptyk wołomiński czyli nowelizacja patologii
Zaczęło się – jak to często bywa – od zakwestionowania przez przedsiębiorcę wysokości faktury wystawionej przez PODGiK, potem poszło na pisma i skargi do tak zwanych instancji. Będzie dobrze, jeśli nie skończy się w sądzie. Mur między geodezyjnymi urzędnikami i wykonawcami rośnie z każdym rokiem. Czy tak musi być?
1. Racja wykonawcy Przenieśmy się do podwarszawskiego Wołomina. W grudniu 2003 r. szef jednej firm geodezyjnych, pan H., zakwestionował kilka faktur, jakie otrzymał z tamtejszego starostwa za prace wykonane przez... No właśnie, nie bardzo wiadomo przez kogo. W innych starostwach taki dokument wystawia powiatowy ośrodek dokumentacji geodezyjnej lub gospodarstwo pomocnicze. Na fakturach pana H., opieczętowanych przez starostwo raz jako sprzedawca widnieje Gospodarstwo Pomocnicze Obsługi Geodezyjnej, a innym razem... Powiatowy Fundusz Gospodarki Zasobem Geodezyjnym i Kartograficznym przy Starostwie Powiatu Wołomińskiego, chociaż fundusz to po prostu kupka pieniędzy. Czyżby więc w Wołominie zlikwidowano ośrodek dokumentacji geodezyjnej i kartograficznej? Nic podobnego! Przy ulicy Powstańców 8 stoi zadbany budynek, w którym mieści się 2-osobowy PODGiK wespół z 13-osobowym Gospodarstwem Pomocniczym. Razem, jak łatwo policzyć, 15 osób. Teoria Teoretycznie ODGiK-i są przedłużeniem administracji rządowej w powiatach (lub województwach) i zajmują się obsługą zasobu geodezyjno-kartograficznego. Z kolei gospodarstwa pomocnicze wymyślono w epoce realnego socjalizmu po to, by wprowadzić do administracji i państwowych firm element rynkowy, a przy okazji dać ludziom trochę zarobić. Po roku 1989, gdy gospodarstwa zaczęły funkcjonować w geodezji, jednym przyświecała myśl, żeby tym sposobem polską geodezję przerobić na modłę szwedzką, a innym – żeby urzędnicy nauczyli się biznesu, a jak już się nauczą, to ośrodki się sprywatyzuje. Z obu tych pomysłów nic nie wyszło, za to w urzędach pozostał biznes. Stąd PODGiK w Wołominie zatrudnia dwie osoby, a jego zadania wykonuje działająca w tych samych pomieszczeniach „firma”, która zgodnie z późnogierkowską nomenklaturą nazywa się gospodarstwem pomocniczym. Skoro „firma”, to zrozumiałe, że najważniejszy jest pieniądz. Stąd tylko krok do konfliktu z firmą takiego pana H.
Pełna treść artykułu w listopadowym wydaniu GEODETY
powrót
|