Jerzy Przywara
Pytań wiele
Ostatnio nastała moda na pisanie prawa geodezyjnego. Cóż, lepiej późno niż wcale. Ale dlaczego nie bierze się za to urząd odpowiedzialny za geodezję, tylko grupy przedsiębiorców?
|
I Widocznie nieźle doskwiera im ustawa Prawo geodezyjne i kartograficzne. Jak wiadomo, na nią zrzucane są wszelkie grzechy. Grzechy administracji i firm. Cudze i własne. Prawdziwe i urojone. Trudno w to uwierzyć, ale w ciągu ostatnich sześciu lat mamy już ósmego ministra zajmującego się geodezją. Za rządów SLD zaproponowano nam lifting zabytkowej ustawy z 1989 roku. Biedzono się nad tym ponad 3 lata, a po długiej dyskusji w Sejmie i tak wszystko wylądowało w koszu. Kolejne dwa lata zmarnowała ekipa PiS z przystawkami, która nie potrafiła zaproponować nawet jednego artykułu nowego prawa. A ileż to było zapowiedzi, jakież olśniewające perspektywy, ile poklepywania po plecach. Najnowsza ekipa (z PO), jak dotąd, też nie wydała z siebie „geodezyjnego” głosu. Czy można się więc dziwić, że ludzie wzięli sprawy w swoje ręce?
II Ciekawym obyczajem ostatnich lat jest to, że główny geodeta kraju pozostaje w opozycji do wiceministra nadzorującego geodezję. Tak było z Jerzym Albinem i wiceministrem Markiem Bryksem (próba likwidacji GUGiK), a później z wiceministrem Piotrem Styczniem, który utrudniał mu życie, jak potrafił. Nie dość, że dokumenty istotne dla projektów unijnych trzymał w ministerialnych szufladach przez długie miesiące, to jego szef (Jerzy Polaczek) cofnął GGK upoważnienie do przygotowywania aktów prawnych, choć sam nie przygotował żadnego. Nowy GGK (Wiesław Potrapeluk) z każdym ważniejszym papierem także musiał biegać do swego pryncypała (siedzącego już w MSWiA), a na odpowiedzi wiceministra Piotra Piętaka czekać miesiącami. Nie mając inicjatywy legislacyjnej, GGK mógł tylko kibicować zespołowi powołanemu przez PiS do przygotowania nowego Pgik. Tak czy owak, nie stało się nic, co przybliżyłoby nas do nowej ustawy. Brak konkretów w tezach do jej projektu opracowanych przez tzw. zespół Piętaka i półoficjalna forma ich opublikowania sprawiły, że większość organizacji i tzw. autorytetów nie chciała ich komentować, unikając otwartej krytyki urzędującego ministra...
Pełna treść artykułu w styczniowym wydaniu GEODETY
powrót
|