Oprac. Katarzyna Pakuła-Kwiecińska
Jak po polu minowym
Różne interpretacje przepisów to podstawowa bolączka inżynierów w Zakładzie Geodezji i Fotogrametrii OPGK w Krakowie
Zakładem Geodezji i Fotogrametrii OPGK w Krakowie już od kilku lat z powodzeniem kierują 40-latkowie: dyrektor Robert Rachwał i zastępca Marta Skowron. Kadrę stanowi 50-osobowy zespół inżynierów.
Zakład specjalizuje się we wszelkich opracowaniach geodezyjnych, geodezyjno-prawnych i fotogrametrycznych zakończonych produktem kartograficznym o skali do 1:5000. Robert Rachwał kwituje to tak: – Zakład prowadzi bardzo szeroki zakres prac, najbardziej kojarzących się z naszym zawodem. Regularnie udaje nam się inwestować zarówno w nowoczesny sprzęt, jak i wyposażenie biura. Stale prowadzone są kursy i szkolenia dla załogi. Zleceń przybywa i jest się czym pochwalić, co nie oznacza, że zawsze wszystko idzie gładko.
Największe problemy pojawiają się przy pracach związanych z modernizacją ewidencji gruntów i budynków. Geodezja schodzi tu na drugi plan, najważniejsze są zagadnienia prawne. – Musimy być na bieżąco ze zmieniającymi się przepisami i ich interpretacjami – mówi Marta Skowron. – Co gorsza, inaczej interpretują przepisy wykonawcy, inaczej ośrodek dokumentacji czy urząd, a po swojemu właściciel nieruchomości. Każdy kombinuje „pod siebie”, bo przepisy nie są jednoznaczne – podkreśla.
Według Roberta Rachwała czasami geodezja traci inżynierską precyzyjność działania. Firma wygrywa przetarg i postępuje zgodnie ze specyfikacją, niestety, inną w każdym powiecie. Dlatego geodeta stąpa jak po polu minowym i nie ma się co dziwić, że nawet doświadczeni pracownicy bywają zdezorientowani. Przyczyną takiego stanu rzeczy są m.in. wciąż zmieniające się warunki techniczne. Ostatnio wprowadzono na przykład wymóg, żeby w modernizacji EGiB brał udział gleboznawczy klasyfikator gruntów, chociaż przepisy w tym względzie się nie zmieniły. Miałoby to eliminować różne interpretacje przy wydzielaniu terenów zabudowanych i zurbanizowanych, tylko nie bardzo wiadomo, co taki klasyfikator miałby robić. Trzeba wprawdzie wykonać projekt aktualizacji gleboznawczej klasyfikacji i wyłożenie, ale z drugiej strony nie planuje się żadnych odkrywek. Marta Skowron przyznaje, że długo szukała informacji o stawkach klasyfikatorów. Okazało się, że wynoszą one od 100 złotych do 300 i więcej za hektar, co przy 500 ha daje niebagatelną kwotę 150 tys. złotych. Na dodatek dostęp do list klasyfikatorów jest utrudniony, a o dane trzeba specjalnie wystąpić...
Pełna treść artykułu w majowym wydaniu GEODETY
powrót
|