Jerzy Przywara
Nasze 5 minut
Pisaniem, choć to domena pisarzy, zajmują się także posłowie, którzy ustawami organizują nam życie, i urzędnicy, którzy tłumaczą, o co w tym wszystkim chodzi. Szkopuł w tym, że byle jaki przepis wywołuje o wiele większe skutki niż nawet najmądrzejsza książka.
|
Przykład pierwszy z brzegu. Pisze jeden urzędnik do drugiego: „…zgodność planu z ustaleniami studium należy rozumieć jako prawdziwą treść osądu ze stanem rzeczywistym rzeczy, której osąd dotyczy, bądź jako zgodność myśli, mowy i czynu z rzeczywistością, dlatego też wobec wieloznacznej rzeczywistości ustaleń studium konkordancja tych rzeczy zależy od percepcji i wrażliwości oceniającego na wzajemne relacje pomiędzy poszczególnymi dokumentami”. Czy tak powinien komunikować się funkcjonariusz państwowy z otoczeniem? Czy zamiast jasnego przekazu powinniśmy otrzymywać bełkot? Przeciwieństwem zacytowanego fragmentu jest napisana gładkim językiem dyrektywa INSPIRE i jej niezbyt wiernie przetłumaczona polska odpowiedniczka – ustawa o infrastrukturze informacji przestrzennej. Rozumiemy każde słowo i każde zdanie z osobna. Ale czy właściwie rozumiemy ogólny wydźwięk nowego przepisu? Dzisiaj, żeby być cool w konferencyjno-seminaryjnym towarzystwie, trzeba popisywać się znajomością dyrektywy INSPIRE. Należy mówić o jej zbawiennych skutkach, udostępnianiu, harmonizacji, standaryzacji itp. Modne są słowa: implementacja, infrastruktura. Można by uwierzyć w to, że przed przyjęciem dyrektywy Polska była dzikim krajem, którego mieszkańcy polowali na mamuty. Większość zachowuje się jednak rozsądnie. Choćby kilkaset osób, na tej czy innej „inspirującej” nasiadówce. Mimo iż przez cały dzień wpatrują się w slajdy z wykresami, schematami i cytatami z nowych przepisów, to w rozmowach między sobą nie używają tych: „INSPIRE-ów”, „implementacji” czy „infrastruktur”. W przerwach na kawę nie deliberują o bazach danych i harmonizacji, tylko dzwonią do domu, do dzieci czy do pracy, a o siedemnastej nerwowo spoglądają na zegarki, bo za godzinę odchodzi ostatni pociąg albo autobus. Wygląda na to, że sama dyrektywa obchodzi ich umiarkowanie. Dlaczego? Przede wszystkim nie była to inicjatywa oddolna, całość przyjechała z Brukseli. Szef każe robić metadane, to się robi. Że co innego zostanie odłożone do kąta? – A to już nie moja sprawa, proszę spytać kierownika – można usłyszeć w odpowiedzi...
Pełna treść artykułu w grudniowym wydaniu GEODETY
powrót
|