Opowiada o tym inż. Dariusz Szymanowski, geodeta z 20-letnim stażem. Jak czytamy w wywiadzie, to niepierwsze pomiary miejsc pamięci narodowej w jego karierze. Wcześniej brał udział m.in. w poszukiwaniu mogił żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza zamordowanych w Tynnem na Ukrainie we wrześniu 1939 roku.
Jego głównym celem w Smoleńsku była identyfikacja na zdjęciu satelitarnym złamanej brzozy, co nie sprawiło większych problemów. W pomiarach korzystał jedynie z dalmierza laserowego i taśmy mierniczej. Jak tłumaczy „Naszemu Dziennikowi”, zrezygnował z przywożenia bardziej skomplikowanego sprzętu, m.in. by uniknąć ewentualnych trudności prawnych związanych ze zdobywaniem pozwoleń na roboty geodezyjne.
Zwierza się ponadto, że przyjął zlecenie przede wszystkim, by pomóc w wyjaśnieniu katastrofy rządowej maszyny, a także by uczcić ofiary tej tragedii oraz pomordowanych w Katyniu.
Wywiad można przeczytać także w wydaniu elektronicznym gazety