|2012-02-07|
Geodezja, Ludzie
Góralka z charakterem
Rozmowa z Urszulą Marszałek-Michalską, pierwszą kobietą mierniczym górniczym w Australii.
fot. KPK
|
|
|
|
|
|
KATARZYNA PAKUŁA-KWIECIŃSKA: Miernictwem górniczym interesowała się pani jeszcze w Polsce? URSZULA MARSZAŁEK-MICHALSKA: Nie, mój mąż Robert Michalski jest inżynierem górnikiem i nie chciałam pracować tak jak on w kopalni węgla ze względu na grożące niebezpieczeństwo. Jeszcze na studiach urodziłam syna i dlatego wybrałam „spokojną” specjalizację, żebym mogła opiekować się dzieckiem. Mam w rodzinie trzech geodetów, wszyscy kończyliśmy geodezję inżynieryjno-przemysłową na AGH w Krakowie. Dyplom odebrałam w 1984 r., a do Australii przyjechałam 11 września 1987 r.
To zdążyła pani jeszcze trochę popracować przed wyjazdem z kraju. Najpierw trafiłam do fabryki helikopterów w Świdniku, gdzie miałam dostęp do tajnych wojskowych map. Kiedy więc mąż przez obóz dla uchodźców wyjechał do Włoch, musiałam z tej fabryki szybko uciekać, bo bałam się, że komunistyczne władze nie puszczą mnie do niego. Później przez jakiś czas byłam inspektorem w lubelskim OPGK. Było nas w wydziale siedmioro, sześciu facetów i ja. To była moja ostatnia praca przez wyjazdem z Polski.
A skąd w ogóle pomysł na geodezję? Do mojego rodzinnego Krościenka nad Dunajcem przyjeżdżali studenci na wakacyjne praktyki pomiarowe. Bardzo mi się to podobało, praca na powietrzu, ciekawe instrumenty, pomiary przez Dunajec. A ja jestem góralką i kocham być w terenie. Ponadto nie miałam problemów z przedmiotami ścisłymi, co okazało się przydatne.
Cały wywiad z góralką, która kierowała zespołem geodetów w największej kopalni złota w Australii, można przeczytać w najnowszym numerze GEODETY.
KPK
|