Andrzej Stankiewicz
Ranga geodety rośnie?
Struktury władz geodezyjnych nadal tkwią głęboko w PRL
Rangi zawodu nie obniża geodeta, który gruntownie poznał go w praktyce i uczciwie zdobył uprawnienia do jego wykonywania, ale ten, który je „dostał”, bo jest z układu. Rangę zawodu obniża samowola i łamanie prawa przez napuszonych i pewnych swojej bezkarności urzędników.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia To pewne. Tylko czy na pewno z góry widać lepiej i więcej? Wątpię! Z góry z pewnością widać szerzej, ale za to umykają i zacierają się szczegóły, a właśnie w nich, jak wiadomo, tkwi diabeł. Po przeczytaniu wywiadu z ministrem Kaliszem [GEODETA nr 3 – przyp. red.] dochodzę z żalem do wniosku, że pan minister nie ma niestety sokolego wzroku, bo do jego oczu na wysokość ministerialnego fotela niewiele dociera z geodezyjnych dołów. W dodatku prezentuje on jednostronny – urzędniczy – punkt widzenia na sprawy geodezji. Warto bowiem sobie uświadomić, że zarówno ze stanowiska sekretarza stanu, jak i ze stanowiska dyrektora Wydziału Geodezji Urzędu Wojewódzkiego widać dokładnie tę samą, a nie – jak sugeruje pan minister – drugą stronę zawodu. Pan minister twierdzi, że ma „... jeden cel – chciałby doprowadzić do integracji środowiska geodezyjnego ...”. To przykre, ale jedyny cel ministra-geodety, choć piękny i szczytny, jest w obecnych warunkach nierealny. Powiem więcej – idea ta, w taki sposób przedstawiana, jest dla naszego zawodu szkodliwa, bo mamiąca nierealnym blaskiem i obiecująca coś, czego nie można spełnić. Podziały są bowiem faktem. Zaryzykuję nawet twierdzenie, że są potrzebne, by oczyścić niezdrową atmosferę, a także wskazać, gdzie ich miejsce, jednym i uświadomić własną wartość drugim. Wyraźny podział na administrację geodezyjną i wykonawstwo może być jedyną szansą na integrację środowiska. Podstawowym zaś niebezpieczeństwem jest kamuflowanie podziałów i udawanie jedności środowiska zarówno wewnątrz niego, jak i na zewnątrz.
Pełna treść artykułu w październikowym wydaniu miesięcznika GEODETA
powrót
|