Jerzy Przywara
Dwie konferencje, problem jeden
„Zawód kartografa”, Wrocław; „GIS w praktyce”, Jachranka
Dwie branżowe imprezy, jakie odbyły się pod koniec ubiegłego roku we Wrocławiu i w podwarszawskiej Jachrance, byłyby jednymi z wielu w bezbarwnym konferencyjno-seminaryjnym pejzażu 2002 r., gdyby nie kilka „ale”. Impreza wrocławska była pierwszą (więc historyczną) Zawodową Konferencją Stowarzyszenia Kartografów Polskich, organizacji młodej i nie popadłej jeszcze w rutynę. Z kolei „GIS w praktyce” od lat firmuje profesor Bogdan Ney, człowiek-instytucja w polskiej geodezji.
Pomimo odmiennej tematyki, obie imprezy miały wspólną cechę. Po raz kolejny pokazały, że główną bolączką geodezyjno-kartograficznego środowiska są przepisy prawa, ich stanowienie i respektowanie. I chociaż tematyka konferencji nie była na tym zogniskowana, nie bez powodu wyszło inaczej.
W Jachrance Nie wywołało, co prawda, dyskusji wystąpienie promotora konferencji GIS-owskiej, omawiającego projektowane obecnie ustawy dotyczące informatyzacji państwa, ale też poziom ogólności był zbyt duży, aby wzbudzić większe emocje. Można odnieść wrażenie, że zakrojona na szeroką skalę akcja legislacyjna związana z budowaniem społeczeństwa informacyjnego jest mocno spóźniona. Kłopoty z nowelizacją ustawy o planowaniu przestrzennym i trwające z górą rok prace nad zmianami (w istocie kilku punktów) Prawa geodezyjnego i kartograficznego na tle ostatnich wpadek rządu i parlamentu nie zachęcają do dyskusji. Problemy powstają, gdy paragrafy zaczynają wiązać obywatelom ręce, kiedy rażą niespójnością, archaizmem lub są martwym zapisem. Albo gdy ich nie ma. Brak standardów powoduje, że w każdym rejonie Polski można dzisiaj zakładać dowolny system GIS, LIS, SIT czy jak go zwał. Najprzeróżniejsze są ich rodowody, ojcowie, zakresy oraz systemy informatyczne w nich zastosowane. Kłopoty zaczynają się na poziomie integracji wszystkich tych lokalnych baz w jeden spójny system. Najświeższym tego przykładem jest sytuacja związana z transferem danych z ewidencji gruntów do programu IACS. Za lata zaniechań, lansowania domorosłych opracowań informatycznych, jak i niedoinwestowania branży płacimy dzisiaj akcyjnością rodem z epoki czynów społecznych i tworzeniem „standardów”, które przeczytają inne „standardy”.
Jaka TBD? Brak zdecydowania i jednoznacznej oceny założeń Topograficznej Bazy Danych (opracowanych przez dr. Remigiusza Piotrowskiego) są powodem zawirowań przy jej budowie. Po kilku latach dyskusji i wdrażania pytań czekających na odpowiedź jest więcej niż na początku. Dawno zakończony pilotaż we Włocławku nie „urodził” dotychczas odpowiednich standardów, którymi powinni posługiwać się twórcy takich baz. Ci więc – nie czekając, aż obudzi się centrala – robią je po swojemu, na przykład w Poznaniu (TBD po poznańsku – patrz s. 36). I trudno się dziwić. Ile lat można bowiem czekać? Jak dotąd, nie ujrzeliśmy zresztą nie tylko standardów, ale i wyników głośnego przetargu Banku Światowego na budowę DTM i topograficznej mapy numerycznej. Opracowanie przeznaczone dla Regionalnych Zarządów Gospodarki Wodnej miało być bowiem w dużym stopniu zgodne z TBD i zasilić ją danymi. Słuchając więc w Jachrance wystąpienia wiceprezesa WPG S.A. Jacka Uchańskiego nt. TBD, zastanawiałem się, po co było ten pilotaż we Włocławku robić, skoro: dalej nie mamy standardów, przy pierwszym wielkim zamówieniu związanym z TBD nie było roboty dla naszych firm (kontrakt wygrali Duńczycy), a pieniądze i tak trzeba będzie oddać. Według ostatnich doniesień standardy podobno są już na ukończeniu, ale nie wiadomo, czy będą zawierały odpowiedź na kilka podstawowych pytań zadanych w czasie konferencji. Czy TBD będzie samodzielnym niezależnym środowiskiem GIS? Czy będzie powiązana z szeregiem map wielkoskalowych? Czy będzie możliwość zasilania jej danymi z tych map (i danymi katastralnymi)? W jaki sposób wojskowa mapa 1:10 tys. zostanie powiązana z cywilną „pięćdziesiątką”? Czy proponowane standardy nie będą preferowały jednych rozwiązań informatycznych kosztem innych? W końcu, czy monumentalna, centralistyczna idea sprzed chyba 10 lat jest nadal aktualna (w świetle zmian technologicznych)?
Pełna treść artykułu w styczniowym wydaniu GEODETY
powrót
|