Katarzyna Pakuła-Kwiecińska, Jerzy Przywara
Pozyskujemy ludzi i idee
Rozmowa GEODETY ze Stylim Camaterosem, wiceprezesem i szefem pionu Geospatial w Bentley Systems Inc., podczas BE Conference Europe w Pradze
GEODETA: W majowym wydaniu opublikowaliśmy dwa artykuły na temat Google Earth, co świadczy o rosnącym zainteresowaniu tym serwisem. Pierwszy, „Od MicroStation do Google Earth”, napisał Krzysztof Trzaskulski z Bentley Polska, a drugi, redakcyjny, mówi o niedoskonałościach map Polski i zatytułowany jest „Google Booble”.
STYLI CAMATEROS: [śmieje się]
Czy Bentley obawia się firmy Google?
W jakim sensie?
Na razie Google Earth oferuje dane mało dokładne, dotyczące tylko tego, co na powierzchni Ziemi, i do tego na mapach pełno jest błędów. Co będzie, jak Google poprawi jakość danych, zwiększy rozdzielczość i obejmie także infrastrukturę? Czy oprogramowanie Bentleya będzie wtedy nadal potrzebne?
Myślę, że to interesująca kwestia. Odpowiedzmy sobie najpierw na pytanie: jaki jest cel Google? Nie Google Earth, ale Google jako firmy medialnej, której bliżej do czasopisma niż do dostawcy oprogramowania. To dlatego całe ich oprogramowanie jest darmowe [śmieje się]. Podobnie jak czasopisma, żyją z ogłoszeń. To, czym naprawdę są zainteresowani, to ściągnięcie ludzi na stronę, żeby czytali reklamy. Myślę więc, że oni zostaną w kategorii masmediów i nie będą zajmowali się ani bardziej szczegółowymi danymi, ani bardziej specjalizowanymi interfejsami. To moja osobista analiza, przeprowadzona m.in. na podstawie wystąpienia głównego technologa Google Michaela Jonesa, którego miałem okazję wysłuchać w Dubaju.
Pełna treść artykułu w lipcowym wydaniu GEODETY
powrót
|