Rozmawiał Jerzy Przywara
Robić swoje
Rozmowa z Bolesławem Wolnym, nestorem szczecińskich geodetów, odznaczonym ostatnio Złotą Odznaką Honorową Gryfa Zachodniopomorskiego
|
JERZY PRZYWARA: O szczecińskiej geodezji mówi się, że najpierw jest Wolny, potem długo, długo nic i dopiero reszta. Jak zdobywa się autorytet, szacunek środowiska? BOLESŁAW WOLNY: Przede wszystkim trzeba robić swoje (śmiech). A poważnie rzecz biorąc, każdy szef – to jest moja podstawowa zasada – jest mądry mądrością swoich pracowników. Bo ludzie są mądrzy, potrafią rozwiązywać najrozmaitsze problemy. Trzeba ich tylko słuchać, choć oczywiście niekoniecznie za każdym razem się z nimi zgadzać. Poza tym istotne było dla mnie wychowanie wyniesione z domu i to, że trafiłem na bardzo dobrych nauczycieli. Pierwszym z nich był dr Władysław Drozgowski, który przyjmował mnie do pracy w wydziale szczecińskim Poznańskiego Okręgowego Przedsiębiorstwa Mierniczego. To był fanatyk geodezji, niesłychanie pracowity, rzetelny i uczciwy. Pełen werwy, parł do przodu, robił fantastyczne rzeczy, m.in. założył średnie szkolnictwo geodezyjne w Szczecinie. Był dla mnie wzorem. Pokazał, jak działać, nie patrząc na interes własny, który z perspektywy moich 70 lat jest zupełnie nieważny.
Ale dobra pensja, mieszkanie, samochód też się w życiu liczą. Na początku rzeczywiście tak myślimy, że urządzenie się jest ważne, ale później staje się to nieistotne. Ważne jest to, co się daje innym, a nie to, co się samemu weźmie. Chociaż czasami bywa i tak, że nie chcą tego brać (śmiech). Drugim moim nauczycielem był inż. Henryk Wokulski, kierownik delegatury GUGiK, do której przeniosłem się w 1962 roku, po pięciu latach pracy w przedsiębiorstwie. Był on przeciwieństwem Drozgowskiego. Rozważny, dopełniający wszelkich formalności, nauczył mnie porządku prawnego w pracach geodezyjnych i ostrożności w działaniu. I wreszcie Andrzej Grabski, wicewojewoda szczeciński. Zetknąłem się z nim na początku lat 70., kiedy już byłem kierownikiem delegatury. Był człowiekiem wielkiego serca, rozsądku i dużej życzliwości dla geodezji. Jak wiadomo, w czasach geodezji resortowej każde ministerstwo miało swoją służbę geodezyjną. GUGiK miał OPM-y, gospodarka komunalna – WPGGK-i, rolnictwo – swoje biura, PKP – swoje itd. Kiedyś wyraziłem się przy nim, że dziwny system panuje w tej geodezji i że coś powinno się z tym zrobić. Odpowiedział: Proszę pana, niech pan będzie ojcem dla wszystkich geodetów. Oczywiście, takie nauki trzeba umieć przyjąć...
Pełna treść artykułu w kwietniowym wydaniu GEODETY
powrót
|