Rozmawiał Jerzy Przywara
W marynarskich mundurach
Rozmowa z dr. hab. Andrzejem Klewskim, kierownikiem nowo powstałej Katedry Geoinformatyki Akademii Morskiej w Szczecinie
|
JERZY PRZYWARA: Jak wyglądała pierwsza rekrutacja na geodezję? DR HAB. ANDRZEJ KLEWSKI: Przyjęliśmy 124 osoby, ale nie wiadomo, ile z nich zgłosi się 1 października, bo dokumenty można składać na kilka uczelni równolegle. Z pewnością studia rozpocznie ponad 100 osób. Wybraliśmy najlepszych spośród tych, którzy się zgłosili. Oczywiście na Akademii przeważają młodzi mężczyźni, ale jest też liczna grupa dziewcząt. Wśród przyjętych na nasz kierunek znalazło się ich 51. Warto przy tej okazji zaznaczyć, że utworzenie naszego kierunku pozwala absolwentom szkół średnich na kontynuowanie nauki tu, na miejscu. Do tej pory musieli oni wyjeżdżać do Warszawy, Olsztyna lub Koszalina. Wracając zaś do liczby przyjętych, to ogranicza ją chociażby baza laboratoryjna. Podczas zajęć przy jednym instrumencie nie powinny być więcej niż trzy osoby. Wykładowca musi przede wszystkim efektywnie przeprowadzić ćwiczenia, a studenci – by mogli się czegoś nauczyć – muszą mieć odpowiedni dostęp do sprzętu.(...)
Jaką bazą socjalną dysponuje uczelnia? Szkoła ma dwa duże akademiki, salę sportową, nowoczesny basen, stołówkę, dobrze zaopatrzony i tani bufet. Wszystko tuż obok uczelni.
Czy studenci-geodeci będą chodzili w eleganckich czarnych mundurach? Zawód związany z morzem wymaga kształtowania w młodym człowieku dyscypliny. Dlatego, w odróżnieniu od np. politechnik, wymagamy m.in. obowiązkowego uczestnictwa nie tylko na ćwiczeniach, ale i na wykładach. Na kierunkach „pływających” – dodatkowo obowiązkowego występowania w mundurach, które finansuje ministerstwo. Natomiast studenci na kierunkach „niepływających” mogą zamówić sobie mundury na swój koszt, choć nie jest to rzecz tania. Co ciekawe, przytłaczająca większość z nich chce chodzić w mundurach. Podobnie prezentują się wykładowcy. Studenci kierunku geodezja i kartografia mogą zatem chodzić w mundurach, ale nie muszą.
Czy kilkanaście uczelni kształcących ma kierunkach geodezyjnych to dobre rozwiązanie? Według mnie wszystko zależy od jakości kształcenia, a ta z kolei – od bazy sprzętowej i poziomu przygotowania nauczycieli akademickich. Trudno mi jednak te elementy oceniać.
Ale na wyjściu dostajemy kilkadziesiąt „typów” geodetów, z których każdy jest „wyznawcą” trochę innej geodezji. A przecież spora część z nich prędzej czy później zetknie się w pracy z tymi samymi przepisami, nie mówiąc już o 1200 pytaniach na uprawnienia zawodowe, które są jednakowe dla wszystkich. Sądzę, że mimo ukierunkowania narzuconego przez poszczególne uczelnie, każda z nich przekazuje swoim studentom podstawowy zakres wiedzy geodezyjnej. Ta wiedza powinna młodemu człowiekowi pozwolić – po odpowiednim dokształceniu – na zdanie egzaminu na takie czy inne uprawnienia zawodowe w dziedzinie geodezji. Choć ma Akademii ukierunkowujemy proces kształcenia na sprawy morskie i związane z naszym regionem, to kompendium wiedzy z zakresu geodezji studentom na pewno przekażemy. Ponadto ukierunkowanie następuje dopiero na ostatnim roku studiów.
Kiedyś wszystko było jasne, bo w kraju były trzy wiodące uczelnie. Jak dziś młody człowiek ma ocenić, na której z nich geodezja jest lepsza, a na której gorsza? Sądzę, że istotniejsze od takich wskaźników są względy finansowe. Uczelnia czy jej oddział w małym mieście w pobliżu miejsca zamieszkania to niższe koszty dostępu do wiedzy. Od liczby profesorów, zaplecza naukowego i tradycji ważniejsza jest bliskość szkoły. Nie każdy dostanie przecież miejsce w akademiku, a wielu rodzin nie stać na wysłanie dziecka 300 czy 400 kilometrów od domu. W takiej sytuacji młody człowiek prawie zawsze wybierze wydział zamiejscowy, który jest najbliżej...
Pełna treść wywiadu we wrześniowym wydaniu GEODETY
powrót
|