|2019-04-29|
Geodezja, Prawo, Kataster
Co zmienić w projekcie nowelizacji Pgik?
Ryczałty, zasady weryfikacji oraz zbyt płytki zakres zmian – to główne kontrowersje, jakie pojawiły się podczas dyskusji nad projektem nowelizacji Prawa geodezyjnego i kartograficznego.
Spotkanie na ten temat odbyło się 26 kwietnia w siedzibie GUGiK – wzięło w nim udział około 70 osób, do tego należy doliczyć blisko 200 kolejnych, które śledziły relację transmitowaną na YouTube.
Prezentację rozpoczął minister inwestycji i rozwoju Jerzy Kwieciński, który oficjalnie przekazał głównemu geodecie kraju Waldemarowi Izdebskiemu upoważnienie do prowadzenia konsultacji tego projektu. W swoim wystąpieniu minister skupił się przede wszystkim na uwolnieniu danych z centralnego zasobu geodezyjnego. Jak podkreślał, dziś koszty ich udostępniania są wyższe niż przychody ze sprzedaży. Ważniejszym argumentem na rzecz uwolnienia danych jest jednak zapewnienie bodźca do rozwoju innowacyjnych produktów i usług bazujących na tych zasobach – mówił Jerzy Kwieciński.
Ta zmiana budzi zgodny poklask, czego nie można jednak powiedzieć o innych propozycjach zmian – pokazała dyskusja w GUGiK. Choć na spotkaniu obecni byli zarówno przedstawiciele wykonawców prac geodezyjnych, jak i powiatowej służby geodezyjnej, ton nadawali jej głównie ci pierwsi.
Ryczałt, czyli podwyżka?
Bodaj najwięcej emocji wzbudziła propozycja przywrócenia opłat ryczałtowych za materiały PZGiK na potrzeby prac geodezyjnych. Krzysztof Rogala z Geodezyjnej Izby Gospodarczej stwierdził, że ich wprowadzenie to generalnie dobry pomysł, choć zwrócił uwagę, iż proponowane stawki oznaczają podwyżkę, która w praktyce najbardziej dotknie wykonawców najdrobniejszych prac. Złożył także postulat, by wysokość ryczałtów nie była uzależniona wyłącznie od powierzchni obszaru objętego zgłoszeniem.
Zdecydowanie bardziej krytycznie o ryczałtach wypowiedział się Krzysztof Szczepanik z Lokalnych Stowarzyszeń Geodezyjnych. W jego ocenie ich wprowadzenie w praktyce oznacza dla geodetów podwyżkę rzędu 1200%. Waldemar Izdebski nie zgodził się jednak z tymi wyliczeniami. Jak argumentował, dziś w trakcie realizacji pracy geodeta musi czasem kilkakrotnie dobierać materiały, co oznacza płacenie wielokrotności 30 zł. Po wejściu w życie nowelizacji będzie miał swego rodzaju all inclusive – podkreśla GGK, tłumacząc, że proponowane stawki ryczałtów są kompromisem między interesami wykonawców i służby geodezyjnej.
fot. Bartłomiej Kosiński (MIiR)
Terminy i kary tylko na papierze?
Emocje wśród wykonawców budzi także wprowadzenie konkretnych terminów weryfikacji prac oraz kar dla starostów za ich niedotrzymywanie. W ocenie przewodniczącego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Geodetów Sławomira Barasińskiego, konkretne terminy były już wcześniej i nie przyniosły spodziewanego efektu. Wtórował mu Kamil Marchajski (również z OZZG). Jego zdaniem proponowane terminy będą w praktyce przerywane pod byle pretekstem – powodem może być choćby zły tytuł w operacie lub nieprawidłowa paginacja. Dlatego przepisy trzeba doprecyzować, np. wprowadzić maksymalną liczbę weryfikacji
Aneta Adamska z Ministerstwa Inwestycji i Rozwoju starała się jednak bronić obecnie obowiązujących przepisów. Podkreśliła, że już teraz w ich świetle starostwa nie mogą zwracać z takich przyczyn operatów do poprawki – w takich sytuacjach wykonawcy powinni zatem odwoływać do miejscowego WINGiK-a. – W przypadku mniejszych robót w praktyce oznacza to utratę zlecenia – ripostował Marchajski.
Wątpliwości wykonawców budzi także propozycja, by kary na starostwa nakładał WINGiK. Nie brak opinii, że będzie to mechanizm niesprawny i uznaniowy. W odpowiedzi GGK zapewnił, że propozycje zawarte w projekcie nie są ostateczne, zatem nie wyklucza poprawienia mechanizmów egzekwowania terminów weryfikacji. Apelował jednak do wykonawców, by nie wychodzić z założeniem, że wszystkie PODGiK-i są z gruntu złe.
Skończmy ze zbieractwem
Jednym z głównych tematów dyskusji było także to, czego w nowelizacji zabrakło. A w ocenie zabierających głos wykonawców projekt nie rozwiązuje najbardziej palących problemów branży, takich jak: wykonywanie prac przez powiatowych urzędników, nękanie geodetów przeciągającą się weryfikacją, brak samorządu zawodowego czy rozmyta odpowiedzialność za jakość danych PZGiK. Waldemar Izdebski ripostował, że wprawdzie dostrzega konieczność głębszych zmian, ale obecnie z Prawem geodezyjnym i kartograficznym powiązanych jest aż 36 ustaw i 226 rozporządzeń. Gruntowna nowelizacja tej ustawy jest więc pracą na lata. Najpilniejsze zmiany warto więc wprowadzić już teraz, gdy jest ku temu sprzyjający klimat.
Przedstawiciele GIG i LSG podnieśli także postulat likwidacji „zbieractwa”, czyli gromadzenia przez geodetów wielu ich zdaniem nikomu niepotrzebnych danych. – Komu potrzebna jest np. informacja o kostce brukowej? – pytał Sławomir Barasiński z OZZG. Zdaniem Krzysztofa Szczepanika powiatom znacznie bardziej będzie opłacało się coroczne zamawianie ortofotomapy niż utrzymywanie pracowników odpowiedzialnych za utrzymywanie mapy zasadniczej.
Na termin „zbieractwo” Waldemar Izdebski konsekwentnie reaguje alergicznie. W jego ocenie być może dla geodetów mapa zasadnicza może wydawać się zbędna, ale w wielu dziedzinach jej treść jest potrzebna – choćby w planowaniu przestrzennym. Zaapelował równocześnie, by nie traktować geodezji tylko przez pryzmat podstawowych prac geodezyjnych. – Jesteśmy dostawcą ważnych danych referencyjnych dla innych systemów państwa. Dzięki temu budujemy bardzo dobrą opinię o naszej branży – argumentował Waldemar Izdebski.
GGK prosi o konkrety
Waldemar Izdebski przyznał, że niektóre problemy podniesione w dyskusji są zasadne i warto doszlifować nowelizację Pgik pod ich kątem. Zaapelował jednocześnie, by w ramach konsultacji nadsyłać konkretne propozycje zmian, a także zwracać uwagę na te zapisy, które należy uznać za dobre. Raz jeszcze podkreślił też, że jest zdeterminowany, by nowelizacja została uchwalona jeszcze w tej kadencji parlamentu.
Więcej o nowelizacji oraz o spotkaniu w GUGiK w majowym wydaniu miesięcznika GEODETA
Jerzy Królikowski
|