Katarzyna Pakuła-Kwiecińska, Jerzy Przywara
Naprzeciw potrzebom
336 wydań, czyli jak tworzyliśmy miesięcznik GEODETA. Historia GEODETY, jak to zwykle bywa, zaczęła się od dobrego konceptu. Kilku entuzjastów geodezji wpadło w 1995 roku na pomysł stworzenia komercyjnego czasopisma branżowego. Nikt wtedy nie przypuszczał, że ta przygoda będzie trwała aż 28 lat!
|
Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Po blisko trzech dekadach na rynku przyszła kolej na zawieszenie wydawania miesięcznika GEODETA. Nie jesteśmy pierwsi i na pewno nie ostatni, którzy decydują się na takie posunięcie. Niestety, dzisiaj wydawanie czasopisma po prostu się nie opłaca. Zwłaszcza branżowego o niewielkim nakładzie, w dodatku niezależnego, czyli bez smyczy w postaci finansowania przez państwowego, komercyjnego czy innego sponsora i bez wchodzenia z nim w jakieś niewygodne relacje. Powiedzmy sobie otwarcie, czytelnictwo prasy w Polsce zjeżdża od wielu lat po równi pochyłej, a geodeci nie są tutaj jakimś wyjątkiem. Jeśli do tego dodamy wysoką inflację, szybki wzrost płac, a także kosztów najmu lokali, energii, papieru, druku i innych usług, staje się jasne, że cena za egzemplarz czasopisma musiałaby być absurdalna, żeby nie trzeba było do tego interesu dokładać. Nigdy nie lubiliśmy się chwalić, nie zabiegaliśmy o rozgłos, nie pchaliśmy się na afisz. Właściwie nawet nie pisaliśmy o sobie, co najwyżej z okazji kolejnej okrągłej rocznicy. Ale w ostatnim wydaniu GEODETY opublikowanym przez naszą redakcję postanowiliśmy odstąpić od tej zasady i przedstawić kulisy powstawania czasopisma. I choć można by na ten temat napisać obszerną monografię, bo przecież ciągle coś się działo, ograniczymy się tylko do spraw najważniejszych. Zapraszamy Czytelników do wspólnej podróży w czasie.
• Jak to drzewiej było
Oferta geodezyjnych wydawnictw w 1995 roku była bardzo skromna. Czasopisma branżowe (naukowe i stowarzyszeniowe) przeżywały kryzys, ukazywały się ze znacznym opóźnieniem i były oderwane od aktualnych spraw. Pisma ukierunkowanego na rynek nie było w ogóle, a i ten rynek był początkowo słabiutki. Transformacja gospodarcza w kraju dopiero się rozkręcała. W geodezji istniało jeszcze wiele ogromnych – z dzisiejszej perspektywy – przedsiębiorstw państwowych, które wchodziły dopiero w proces prywatyzacji, ucząc się jednocześnie funkcjonowania w warunkach wolnego rynku. Masowo zwalniani z nich pracownicy zakładali swoje pierwsze firmy. Nie istniał zlikwidowany w 1987 roku GUGiK, a jedynie Departament Głównego Geodety Kraju w Ministerstwie Gospodarki Przestrzennej i Budownictwa. Reforma administracyjna, a wraz z nią reorganizacja geodezji urzędowej, miała nastąpić dopiero za 4 lata (1999). Mapy kreśliło się rapidografami na aluminiowych planszach, a oznaką postępu były warstwy na foliach...
Pełna treść artykułu w majowym wydaniu miesięcznika GEODETA
powrót
|