Rozmawiał Damian Czekaj
Zwykła obsługa w niezwykłym miejscu
Rozmawiamy z geodetą Łukaszem Morawskim, który obsługiwał pierwszy etap budowy głównego budynku Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego.
Łukasz Morawski na Wyspie Króla Jerzego, marzec 2022 r.
|
DAMIAN CZEKAJ: Jak trafił pan do Antarktyki?
ŁUKASZ MORAWSKI: Dzięki wieloletniej współpracy firmy geodezyjnej Geo-Set Radomir Dłużewski, w której jestem zatrudniony, z firmą Dekpol Budownictwo Sp. z o.o., która jest zaangażowana w budowę nowej stacji. To była moja pierwsza obsługa w tak nietypowym i dalekim miejscu. Wchodziłem w skład 46. Polskiej Wyprawy Antarktycznej, podczas której realizowane były dwa zadania inwestycyjne. Pierwsze to kontynuacja budowy hali garażowej. W pracach tych uczestniczył nasz kolega po fachu Artur Adamek. Drugie zadanie dotyczyło głównego budynku stacji, którego realizacja została zaplanowana na 3 etapy – sezony. Zadaniem naszej grupy – pierwszy sezon, od listopada 2021 r. do marca 2022 r. – było wytyczenie miejsc pod fundamenty, zaszalowanie podbudowy betonowej i posadowienie fundamentów, a także złożenie konstrukcji stalowej. Zwłaszcza praca przy fundamentach stanowiła duże wyzwanie, a to z uwagi na ich skomplikowaną konstrukcję oraz wysoki poziom wód gruntowych, utrzymujący się około 20–30 cm pod powierzchnią terenu. Ekipa oddelegowana do tego zadania składała się 5 osób – przy okazji pozdrowienia dla chłopaków! Za obsługę geodezyjną odpowiadałem sam, ale moja rola nie ograniczała się do tego. Aktywnie brałem udział w szalowaniu „chudziaków”, rozrabianiu betonu czy ustawianiu stóp fundamentowych. (...)
Jakie instrumenty geodezyjne zabrał pan ze sobą?
Kompletując sprzęt na wyprawą, zwracałem szczególną uwagę na bezawaryjność oraz prostotę instrumentów – im mniej „bajerów”, tym większa niezawodność. Dlatego zdecydowałem się niwelator optyczny Topcon – łatwo go sprawdzić i ewentualnie poddać rektyfikacji – oraz dwa tachimetry Leica TS09plus. Jeden z tachimetrów, niwelator, łata, statywy i inne gadżety potrzebne przy realizacji inwestycji płynęły statkiem. Drugi instrument podróżował ze mną samolotem jako bagaż podręczny. Oczywiście zabezpieczyłem się, zabierając dodatkowe komplety baterii do instrumentów. Ich żywotność w niskich temperaturach jest krótsza.
A gdyby sprzęt uległ awarii?
Sprowadzenie nowych instrumentów z Polski raczej nie wchodziło w grę ze względu na potrzebny na to czas. Prędzej już wypożyczenie ich z Chile i transport na stację...
Pełna treść artykułu w kwietniowym wydaniu miesięcznika GEODETA
powrót
|