Jerzy Przywara
W rytm standardów
Nie ma wątpliwości, że góra straciła kontakt z Ziemią. Wystarczy posłuchać, co mówią ci, którzy skutki działania rozporządzenia o standardach muszą codziennie przekładać na swoje być albo nie być, tyrając na budowach i po polach.
|
Kiedyś do GUGiK można było wejść od ulicy Wspólnej i bocznym wejściem od Żurawiej, gdzie funkcjonował popularny sklepik z mapami i instrukcjami (wyjaśnienie dla młodzieży: standardami). Przy drzwiach stali (lub nie) znudzeni panowie ze straży przemysłowej. Czasami pytali, do jakiego urzędu się idzie. Potem wejściem od Żurawiej mógł wchodzić tylko personel, a w tym od Wspólnej pojawiły się na stałe recepcjonistka i okazjonalnie szatniarka, a straż przemysłową zastąpiła firma ochroniarska. Nie tak dawno wejście zmieniono na bardziej reprezentacyjne, w środkowej części budynku. Lastrico zastąpiły granity, płytę spilśnioną – aluminium. Zrobiło się światowo. W recepcji siedzą już dwie eleganckie panie z komputerami. Wizytujący musi teraz stanąć w kolejce, wylegitymować się i wyspowiadać, do kogo idzie. Jeśli wynik badania jest pozytywny, petent zostaje oczipowany, a jego bagaż zeskanowany aparaturą do wykrywania metali i czegoś tam. Pozostaje jeszcze tylko poczekać na pracownika urzędu, który odholuje petenta na trzecie piętro, gdzie mieści się urząd. Nie wiem, jakie jest zagrożenie atakiem terrorystycznym tego budynku, sądzę jednak, że znikome. Ale gołym okiem widać, że urząd oddala się od obywatela dosłownie i w przenośni. Zresztą nie tylko ten.
Jeśli na 87 paragrafów rozporządzenia o standardach mamy grubo ponad sto odwołań do innych paragrafów, to czytanie tego aktu ze zrozumieniem jest udręką nawet dla prawnika. Tak musiała się skończyć próba karkołomnej zamiany instrukcji stricte technicznej w akt prawny. Zamiast zrobić kilka tabelek, usiłowano geodezyjną rzeczywistość opisać słowami. W pierwszej wersji rozporządzenie liczyło 250 stron! Prawnicy pogonili więc autorów (same tuzy polskiej geodezji). Już wtedy trzeba było stanąć okoniem i powiedzieć: stop! Ale kto to miał zrobić? Za bramkami do wykrywania metali jest inny świat, inne problemy i priorytety.
Na wszelkie uwagi w tym zakresie kierownictwo GUGiK miało jedną odpowiedź: nie pozwalają na to przepisy. Normalka. Czasem człowiek odnosi wrażenie, że niczego w tym kraju nie można zmienić, bo nie pozwalają na to jakieś paragrafy. Że nieżyciowe, głupie, niekonstytucyjne – nie ma znaczenia. Doły chcą zmian, ale góra albo wie lepiej, albo woli święty spokój. Dlatego te światy coraz bardziej oddalają się od siebie. Jak bardzo? Przykładem jest właśnie rozporządzenie o standardach oraz sposób jego legislacji. Dość powiedzieć, że choć ostatecznie liczy ono zaledwie 19 stron zasadniczej treści, to już trzeba je było uzupełnić wyjaśnieniami, które zajęły dwa razy tyle. A i tak nie rozstrzygnięto wszystkich wątpliwości. Najgorsze, że do nowelizacji nadawało się ono już w dniu opublikowania. A że rozporządzenie jest bez sensu, pośrednio przyznał nie tak dawno (za podpowiedzią Komitetu RM ds. Cyfryzacji) sam minister Michał Boni, odnosząc się do technicznych załączników w treści rozporządzeń...
Pełna treść artykułu w lutowym wydaniu GEODETY
powrót
|