Ryszard M. Tukaj
Fotogrametria po polsku
Długo zastanawiałem się, czy napisać na temat sytuacji fotogrametrii na polskim rynku. Z wielu względów jest to temat niewygodny, niechciany, a dla piszącego nawet niebezpieczny. Charakterystyczne jest też, iż umieściłem ten artykuł w profesjonalnym piśmie geodetów, a nie w periodyku fotogrametrycznym, którego po prostu nie ma. Na szczęście przynajmniej połowa artykułów drukowanych w GEODECIE dotyczy właśnie fotogrametrii.
I tak, gdzieś na uboczu, pod dyktando geodezji, egzystuje w nędzy i pokorze fotogrametria – dziedzina przecież w Polsce znana i mająca jeszcze przedwojenne tradycje. Cóż jednak począć, skoro – jak podano w GEODECIE 12/2000 – w Polsce bractwa geodezyjnego jest ponad 40 000, czyli mniej więcej tyle, ile razem w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii i Włoszech. Oczywiście, że geodeci są potrzebni, tak jak górnicy, ekonomiści, prawnicy czy fotogrametrzy. Nikt nie może przecież twierdzić, że w kraju, w którym mocny jest przemysł budowy samochodów ciężarowych, nie ma zapotrzebowania na samochody osobowe i wszyscy powinni jeździć na przyczepach, bo więcej pasażerów się zmieści. Użyłem porównania z samochodami, gdyż zarówno osobowe, jak i ciężarowe służą podobnemu celowi, czyli przemieszczaniu towarów lub ludzi. Podobnie wspólne zadanie mają geodezja i fotogrametria. Tworzą mapy. Obie dziedziny wzajemnie się przenikają i uzupełniają, jednak przy bliższym spojrzeniu zauważamy różnicę. Opracowania fotogrametryczne obejmują właściwe im skale i cechują się wymaganymi dla tych skal dokładnościami. I nie jest w nich konieczna wyższa dokładność, gdyż takowe zadanie wypełniają mapy o odpowiednio większych skalach. Fotogrametryczny pomiar nie może dotyczyć opracowania małego obiektu, jako odrębnej całości, z jednego prostego powodu – byłby zbyt kosztowny. I to są właśnie zadania geodetów. Większość fachowców z branż geodezyjnej i fotogrametrycznej zdaje sobie sprawę, że map w skalach od 1:1000 do 1:25 000, nawet dla średniej wielkości miasta, nie opłaca się wykonywać tradycyjnymi metodami geodezyjnymi. Już po bardzo pobieżnej kalkulacji widać, że proporcja kosztów opracowania geodezyjnego do fotogrametrycznego wynosi w tym przypadku 8:1. Oczywiście proporcja rośnie wraz z wielkością opracowywanego obszaru. Ten problem w Polsce już pokonaliśmy. Ekonomia zapaliła zielone światło dla fotogrametrii. Jak wspomniałem wcześniej, geodezja i fotogrametria to pokrewne dziedziny, prawie jak bliźnięta. Nikt jednak nie chciałby bliźniąt pomylić, gdyż mimo podobieństwa, są różnymi istotami. Tak się jednak dzieje u nas, gdyż fotogrametrią zajmują się geodeci. Do opracowań fotogrametrycznych przykładają miarę właściwą dla opracowań geodezyjnych. Jeśli nie spełniają one tych wymagań, to fotogrametria jest odsuwana na bok.
Pełna treść artykułu w sierpniowym wydaniu GEODETY
powrót
|