Jerzy Gaździcki
Tam, gdzie Ziemia bywa groźna
Wyobraź sobie Czytelniczko lub Czytelniku, że jesteś planistą przestrzennym tureckiego miasta gdzieś w pobliżu morza Marmara.
Twoim miejscem pracy jest namiot rozstawiony przed budynkiem urzędu miejskiego zniszczonym przez trzęsienie ziemi. Siedzisz przy zakurzonym biureczku, które użytkujesz wspólnie z innymi pracownikami urzędu, przyjmując interesantów – współobywateli Twojego dwustutysięcznego miasta.
Wiele domów zawaliło się tylko dlatego, że konstruowano je tandetnie , dążąc do maksymalnego zmniejszenia kosztów. Jedną z głównych przyczyn tego stanu rzeczy, stanowiącą przedmiot Twojej troski, był brak odpowiednich terenów dostępnych dla budownictwa. Dziedzictwem imperium otomańskiego jest państwowa własność ziemi obejmująca więcej niż połowę terytorium Turcji. Dla właściwego, zgodnego z potrzebami, użytkowania tych wielkich obszarów należy określić ich zasięg ustalając stan prawny, pomierzyć je, objąć planami zagospodarowania przestrzennego, zgodnie z tymi planami częściowo rozparcelować, wreszcie sprzedać lub przydzielić w odpowiednim, prawem wymaganym, trybie. Cały ten proces jest długotrwały, kosztowny i – niestety – łatwo poddający się negatywnym wpływom biurokracji. Niedostatek działek budowlanych powoduje, że ich ceny są zbyt wysokie dla potencjalnych inwestorów. Część z nich decyduje się zatem podjąć budowę na ziemi państwowej bez zezwoleń, a ponosząc takie ryzyko, dąży do nadmiernego ograniczenia kosztów budowy, nie przestrzegając przepisów budowlanych...
Pełna treść artykułu w grudniowym wydaniu GEODETY
powrót
|