Katarzyna Pakuła-Kwiecińska
Zdjęcia w cenie
Z Jerzym Albinem, wiceprezesem Głównego Urzędu Geodezji i Kartografii, rozmawia Katarzyna Pakuła-Kwiecińska
|
Katarzyna Pakuła-Kwiecińska: Niemal od dwóch tygodni kolejne połacie kraju zalewane są przez katastrofalną powódź. Co w tej sytuacji robi GUGiK?
Jerzy Albin: 8 lipca został utworzony zespół kryzysowy ds. koordynacji przedsięwzięć przeciwpowodziowych, na czele którego stanął wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Zbigniew Sobotka. W ramach tego właśnie zespołu działają przedstawiciele Głównego Urzędu Geodezji i Kartografii oraz Centralnego Ośrodka Dokumentacji Geodezyjno-Kartograficznej. Od 11 lipca na polecenie GUGiK uruchomiono cykl nalotów fotogrametrycznych na obszar objęty powodzią. W niedzielę 13 lipca odbyło się nadzwyczajne posiedzenie Rady Ministrów, w którym miałem przyjemność uczestniczyć. Zarówno ustalenia sztabu kryzysowego, jak i decyzje rządu sprawiły, że potwierdzono słuszność wcześniejszych naszych decyzji. Na zlecenie Głównego Urzędu wykonywane są naloty fotogrametryczne na obszarach objętych powodzią wzdłuż dorzeczy Odry i Wisły. Zdjęcia te mają dwa podstawowe cele. Operacyjny – dostarczanie danych do bieżącego określania stanu zagrożenia i podejmowania decyzji przez sztab kryzysowy. I drugi – ewidencjonowanie skutków powodzi. Samoloty latają głównie wzdłuż Odry, ponieważ nie ma dużego zagrożenia powodziowego na Wiśle. Całość „przelecimy” robiąc zdjęcia dla szacowania szkód, dopiero gdy zejdzie główna fala. Natomiast wzdłuż Odry nalot odbywa się dzień w dzień. Tu działamy dla bieżących potrzeb operacyjnych.
Czy wszystkie oczekiwania jesteście w stanie spełnić? Może pojawiają się jakieś bariery techniczne?
Rozsądne oczekiwania jesteśmy w stanie spełnić. Oddajemy do dyspozycji cały zasób geodezyjny i kartograficzny, głównie mapy, plus to, co jesteśmy w stanie w tych warunkach pogodowych na bieżąco wykonać metodą najszybszą, czyli fotogrametryczną. Mówię o tym, co się dzieje w tej chwili w Urzędzie. Natomiast nasi koledzy, geodeci wojewódzcy i pracujący w gminach, bazując na swoich materiałach, a częściowo na naszych, robią to, co niezbędne na potrzeby lokalne – wojewódzkie czy rejonowe. Wysiłek z naszej strony jest duży i myślę, że efektywny. Natomiast jeśli chodzi o trudności, to oczywiście byłoby znakomicie, gdybyśmy byli w posiadaniu map numerycznych w skali państwa. Na podstawie takich map oraz aktualnych zdjęć lotniczych można byłoby prawie na bieżąco pokazywać symulację zalewu. Sądzę, że między innymi ta akcja i nasze działanie przyczynią się do powstania w skali państwa systemu, który można byłoby wykorzystywać zarówno dla potrzeb kataklizmów, jak i w sytuacjach bieżących – „pokojowych”. Staramy się pokazać wycinkowo takie rozwiązania, żeby uświadomić wszystkim dookoła, z decydentami włącznie, że istnieje potrzeba zainwestowania dużych pieniędzy w wybudowanie takiego systemu.
Pełna treść artykułu w sierpniowym wydaniu miesięcznika GEODETA
powrót
|