Jerzy Przywara
Zabić mutanta
Od kilku dobrych lat wszyscy mówią o powrocie do normalności. Zewsząd słychać, że coś już jest „normalne”, a coś jeszcze nie. W tym ogólnym chórze zapominamy często, że tak naprawdę tej normalności mieliśmy niewiele. Pewne „nienormalne” zjawiska z naszego życia nie zniknęły, jak to się jeszcze trzy czy cztery lata temu wydawało. Gorzej. Zaczynają się one odzywać.
Bo normalnie to jest tak, że jeśli coś staje się plagą społeczną, to państwo tak reguluje swe działania, aby to niepożądane zjawisko wyeliminować. Nienormalnie jest wtedy, gdy co roku giną z ulic tysiące samochodów, a państwo nie potrafi tak zorganizować procesu rejestracji i sprzedaży pojazdów, by ten szkodliwy proceder ograniczyć do minimum. Albo inny przykład. Normalnie jest tak, że zdrowy człowiek jest zdrowy, natomiast chory jest chory, a nienormalnie jest wtedy, gdy na przykład chory człowiek jest zdrowy. A tak jest niestety wtedy, gdy mamy do czynienia z... mutantem! Jeśli widzicie, że osioł jest w paski, samochód ma długie uszy, a zebra jedzie – bo ma koła, to możecie byś pewni, że przed sobą macie mutanta! Po prostu mutanta. Bo mutant, proszę Was, to właśnie taki „zdrowy-chory”, taki „normalny-nienormalny”. Tak, Kochani! Mówię Wam! Nie jest normalnie! W celu przybliżenia powyższego zjawiska przedstawię kilka przypadków szczególnie wdzięcznych do opisu i dobrze znanych na naszym krajowym podwórku. Przypadki te tyczą bowiem przedsiębiorstwa-mutanta. Kilka niżej opisanych klasycznych objawów powinno posłużyć do szybkiego rozpoznania rodzaju schorzenia i rokowań jeśli chodzi o wyleczenie.
1. Mutant jurydyczny (zwany sądowym)
Przypadek ten w postaci najprostszej występuje w sytuacji, gdy liczba spraw sądowych wytoczonych w ciągu roku przeciwko przedsiębiorstwu-mutantowi przekracza liczbę zatrudnionych w tymże przedsiębiorstwie osób. Przypadek sądowy uwikłany mamy wtedy, kiedy z naszym przedsiębiorstwem-mutantem procesują się głównie jego byli i obecni pracownicy. Mutant jurydyczny kwadratowy to z kolei taki, w którym prawnik naszego przedsiębiorstwa-mutanta wyraża w publicznej wypowiedzi (dla prasy) takie oto stanowisko: pracownik, który miał w umowie o pracę napisane, że dostanie dziesięć złotych, a dostał tylko trzy, powinien się cieszyć (bo mógł przecież nie dostać nic), a nie dochodzić swych praw w sądzie. Rokowania, jeśli chodzi o wyleczenie tego przypadku, są bliskie zera, bo nieczęsto pracownik w naszym kraju wygrywa z państwowym przedsiębiorstwem pojedynek sądowy, z uwagi na nieruchawość sądów i permanentną grę na zwłokę w procesach stosowaną przez najemnych prawników mutanta. W znanym mi skrajnym przypadku, wymagającym szybkiej hospitalizacji w ośrodku w Tworkach, doszło do tego, że koszt prawniczki mutanta był (z powodu przeciągania sprawy we wszystkich możliwych instancjach przez kilka lat) wyższy niż kwota, o jaką wystąpił w pozwie pracownik zatrudniony przez mutanta.
Pełna treść artykułu we wrześniowym wydaniu miesięcznika GEODETA
powrót
|
REKLAMA  |
|
|