Rozmawiali Agnieszka Brachucy i Mirosław Marciniak
Szkoła na całe życie
Wspomina Aleksander Grad, uczestnik wypraw BARI do Kotoru w 1984 i 1986 roku
|
Co studenci geodezji AGH ukrywali w puszkach na szynkę konserwową? Kto zainteresował się Aleksandrem Gradem w jednym z banków i jak wyglądało równouprawnienie podczas wypraw BARI? Na te i inne pytania odpowiada były minister skarbu, obecnie poseł na Sejm.
AGNIESZKA BRACHUCY: Był pan aktywnym członkiem Koła Naukowego Geodetów na AGH. Jego historię tworzą m.in. zagraniczne obozy naukowe. Jak wyglądały przygotowania do wypraw, które Pan organizował? ALEKSANDER GRAD: Koło Naukowe Geodetów było miejscem naszej studenckiej aktywności, lepszego poznawania praktycznej i naukowej strony geodezji, wielką szkołą przedsiębiorczości i dobrym sposobem na wspólne spotkania, imprezy, nawiązywanie przyjaźni. Szczególnie było to istotne w stanie wojennym i zaraz po nim, kiedy trudno było o wiarygodne, legalnie działające organizacje studenckie. Dlatego nasze wyprawy z lat 80. przygotowywaliśmy samodzielnie, bez pomocy innych organizacji studenckich. Nie chcieliśmy oddawać szyldu KNG, ale koło nie posiadało osobowości prawnej, stąd w pełni sami nie mogliśmy firmować przygotowań i prac. Dlatego działaliśmy pod szyldem AGH i naszego Wydziału Geodezji Górniczej (dziś Wydział Geodezji Górniczej i Inżynierii Środowiska), niestety powodowało to problemy z władzami uczelni. My pozyskiwaliśmy pieniądze, dokonywaliśmy zakupów, musieliśmy je rozliczać, a kwestor, księgowi i dziekan wściekali się na nas (śmiech), że coś im się nie zgadza w rachunkach. Szczególnie jak był debet po powrocie z wyprawy. Ale w sumie rektor i dziekan bardzo nas wspierali i pomagali w organizacji wypraw.
AB: Co się zmieniło w KNG za pana kadencji? Mieliśmy wspaniałego prezesa Adama Olbricha, który wraz z innymi kolegami pchnął KNG na nowe tory. A czas był trudny. W latach 1981-83 Koło Naukowe Geodetów organizowało obozy oraz sesje naukowe i – co najważniejsze – nawiązało na nowo współpracę z UNESCO. Adam i cały zespół mocno się napracowali, a wyjazd BARI ’83 bardzo się opóźnił i w efekcie był niezbyt udany. Zabrakło czasu, wyprawa dojechała tylko do RFN i po niecałych 3 tygodniach wróciła. Ale dzięki ich pracy wyprawy BARI ’84 i ’86 były już bardzo udane...
Pełna treść artykułu w majowym wydaniu GEODETY
powrót
|