Jerzy Przywara, Katarzyna Pakuła-Kwiecińska
Model zachodni, czyli MGGP
Z Franciszkiem Grybosiem, Małgorzatą Grad i Jackiem Włodkiem z zarządu MGGP S.A. rozmawiali Jerzy Przywara i Katarzyna Pakuła-Kwiecińska
|
Kupno przez MGGP pierwszej w Polsce lotniczej kamery cyfrowej jest dobrą okazją, by porozmawiać o waszej firmie. Sześć lat temu mówiliście w GEODECIE o wprowadzaniu modelu zarządzania poprzez projekty. Czy ten system się sprawdził? FRANCISZEK GRYBOŚ: Tak, z tym że wtedy wszystkie projekty koordynowałem osobiście. Dzisiaj członkowie Zarządu MGGP zajmują się sprawami kluczowymi: strategią, rozwojem oraz inwestycjami. Każdy z nas odpowiada za inny segment działalności, a sprawy bieżące delegowane są do centrów decyzyjnych. Ja natomiast „spinam” całość. Podstawowa zmiana, która zaszła od tamtego czasu, to przejście od działalności typowo geodezyjnej do inżynieryjnej i architektonicznej. Staliśmy się firmą konsultingową, w profilu której geodezja jest tylko jednym z elementów. Na przykład mało kto wie, że jesteśmy jedną z największych firm w zakresie projektowania sieci kanalizacyjnych. W tym roku realizacja samych projektów sanitarnych przyniesie 8-9 mln złotych. Rozwinęliśmy działalność w tych sektorach gospodarki, gdzie są perspektywy rynkowe, między innymi w infrastrukturze i ochronie środowiska. Działamy też w obszarze zarządzania inwestycjami. Zajmujemy się przygotowaniem przetargów i doradztwem. Kończymy właśnie duży projekt dla Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej z zakresu szkoleń. W konsorcjum z angielską firmą WYG International przeszkolimy ponad 2000 osób z administracji samorządowej i rządowej.
Ile osób zatrudnia dzisiaj firma? F. GRYBOŚ: W MGGP zatrudniamy 220 pracowników i 20 w spółce-córce MGGP Aero. Trzy lata temu odkupiliśmy pozostałe 50% udziałów w tej spółce od Geokartu International z Rzeszowa.
Rok temu mowa była o wejściu MGGP na giełdę. Co z tymi zamierzeniami? F. GRYBOŚ: Są nadal aktualne, ale trudno powiedzieć, kiedy je zrealizujemy. Na razie nie jesteśmy jeszcze do tego gotowi, chociaż wymaganiom giełdy sprostalibyśmy już dzisiaj. Potrzebna jest jednak decyzja akcjonariuszy.
Wchodząc na giełdę, przestajecie być „u siebie”. F. GRYBOŚ: Inwestorom giełdowym zależy na tym, żeby dotychczasowi właściciele mieli w spółce istotny głos, bo to gwarantuje, że nadal będą zainteresowani jej rozwojem. Sądzę, że firma po wejściu na giełdę nie przestałaby być „nasza”, ale jednocześnie stałaby się dobrem publicznym. Wielu ludziom zależałoby na tym, aby się rozwijała. Giełda zobowiązuje.
Jakie były wyniki finansowe za 2006 rok? F. GRYBOŚ: Zysk wyniósł 3,2 mln złotych brutto i 2,8 mln netto, przy sprzedaży 43 mln. Prognoza na ten rok to blisko 60 mln zł, w I półroczu sprzedaż już przekroczyła 30 mln. Wyniki nie powinny być więc gorsze niż w 2006 roku.
Macie dwa samoloty, dwie kamery analogowe, od dwóch tygodni także kamerę cyfrową. Ale wielkich zleceń, przynajmniej tu, w Polsce, raczej nie widać. I co wy chcecie z tym całym sprzętem robić? F. GRYBOŚ: Jeden samolot to duże ryzyko awarii i groźba niewywiązania się z umów. Dlatego w lutym 2007 r. kupiliśmy kolejny samolot i kamerę analogową. Od tego czasu nie zmarnowaliśmy ani jednego dnia „lotnego”. JACEK WŁODEK: Nie ma, co prawda, zamówień wprost na wykonanie zdjęć czy ortofotomapy, ale są klienci, którzy chcą z nich pozyskiwać informacje, np. nadleśnictwa, zarządy dróg czy firmy projektowe.
Czy klienci znają Was już na tyle, że bezpośrednio zwracają się o wykonanie zdjęć? F. GRYBOŚ: Powoli tak jest. Ale dużą część zdjęć „sprzedajemy” sami sobie. Kiedyś mieliśmy ponad dwadzieścia zespołów pomiarowych, z których każdy dysponował tachimetrem i samochodem. Teraz zastąpiliśmy je technikami fotogrametrycznymi. Zdecydowanie wzrosła dzięki temu wydajność.
Na co państwo liczycie w związku z kamerą cyfrową? Na nowe zamówienia czy na obniżenie kosztów? F. GRYBOŚ: Sądzę, że jeśli chodzi o krajowe zapotrzebowanie na zdjęcia, dwie kamery by wystarczyły. Ale myślimy o udziale MGGP w rynku europejskim. Jesteśmy poważnym kandydatem do wygrania przetargu na prace katastralne na Ukrainie. Doświadczenia z Rumunii, Libanu i projekty polskie dają nam referencje porównywalne do firm europejskich. Współpracujemy z IGN, KLM i Arcadis. Bez kompleksów możemy konkurować z firmami takimi jak: szwajcarska Swissphoto, niemiecka HansaLuftbild czy norweska Blom. Poza tym z powodu braku kamery cyfrowej dotąd nie mogliśmy startować w wielu przetargach. Niektórzy zamawiający potrzebują danych w różnych zakresach spektralnych, dopiero teraz możemy im taki produkt dostarczyć. W naszej części Europy po jednej kamerze cyfrowej mają jeszcze tylko firmy z Czech, Słowenii i Chorwacji. Natomiast przydałby się nam trzeci samolot, tym razem turbo-śmigłowy. To gwarantuje wyższy pułap latania, szybsze wznoszenie się, szybsze wykonywanie zdjęć i tańsze paliwo, czyli poprawia ekonomikę.
Dlaczego wybraliście akurat tę kamerę? F. GRYBOŚ: Projekt w Libanie realizujemy kamerą Leica ADS40 ze względu na wąskie ulice tamtejszej zabudowy. ADS40 daje cały czas wgląd w teren pionowo w dół. Produktem końcowym jest true ortofotomapa, na której wszystkie obiekty ukazane są w rzucie prostokątnym. Ale rozdzielczość tej kamery wynosi tylko 15 cm, a my potrzebowaliśmy 5 cm. Wybór był pomiędzy kamerami produkowanymi przez firmy Vexcel i Intergraph. Szczegółowa analiza wskazała na DMC Intergrapha.
Pełna treść artykułu w sierpniowym wydaniu GEODETY
powrót
|