Rozmawiała Anna Wardziak
Pół wieku z geodezją
Rozmowa z profesorem Stefanem Przewłockim w 50. rocznicę rozpoczęcia pracy naukowo-dydaktycznej
ANNA WARDZIAK: Kiedy zdecydował pan, że swoje życie zawodowe zwiąże z geodezją? STEFAN PRZEWŁOCKI: Gdy kończyłem szkołę średnią, nie miałem pojęcia, co to jest geodezja, ale moi koledzy szli ją studiować, więc i ja poszedłem. Miałem dyplom przodownika nauki i pracy, dlatego mogłem wybrać dowolny kierunek studiów bez egzaminów wstępnych. Przyjechałem do Warszawy, złożyłem na Politechnice Warszawskiej ten dyplom, świadectwo maturalne i w czerwcu 1952 r. zostałem studentem Wydziału Geodezyjnego.
I wybór okazał się trafny? Często powtarzam, że w życiu nie zrobiłem nic, co bym chciał zmienić. Studia wciągnęły mnie z kilku powodów. Podstawowy był taki, że zaprzyjaźniłem się z kadrą profesorską. Były to takie osobowości, jak: Tadeusz Lazzarini, Jan Różycki, Jan Ponikowski. W pewnym sensie czułem się pupilem części z nich. Chodziłem na wszystkie zajęcia, ale robiłem to tylko z lenistwa. Jak przychodziła sesja, to jedynie przeglądałem notatki i szedłem zdawać egzamin. Miałem nawet stypendium naukowe. Egzamin dyplomowy zdałem na 5, a zaraz po tym zaproponowano mi wyjazd na praktyki do Grybowa w charakterze asystenta. Pojechałem i tak już zostałem w geodezji i w szkolnictwie.
W tym samym roku przeniósł się pan jednak do Łodzi? W 1957 r. ściągnął mnie tu profesor Jan Wereszczyński, znany miłośnik morza i nawigacji. Miał on serię wykładów na PW z geodezji inżynieryjnej pod hasłem „Pomiary morskie”. Pod koniec semestru złożył mi propozycję pracy w łódzkiej Wieczorowej Szkole Inżynierskiej. To był nietuzinkowy człowiek, o którym długo by opowiadać. Był oficerem Marynarki Wojennej, który zrobił pierwszy w Polsce dyplom z zakresu nawigacji (u prof. Edwarda Warchałowskiego na PW). Po tułaczce wojennej wrócił do Łodzi i doprowadził do uruchomienia w 1951 r. Sekcji Geodezji Stosowanej w ramach WSI. Wykłady tutaj prowadzili profesorowie z PW i AGH. W tym czasie ja i mój rówieśnik Eugeniusz Rolnik z Krakowa na dobre się tu zadomowiliśmy...
Pełna treść wywiadu w grudniowym wydaniu GEODETY
powrót
|