Katarzyna Pakuła-Kwiecińska
GIS - system nerwowy Ziemi
Rozmowa z Jackiem Dangermondem – wizjonerem i prekursorem budowy GIS oraz założycielem i szefem firmy ESRI – podczas EUC 2005 w Warszawie
Katarzyna Pakuła-Kwiecińska: Czy rozwój GIS jest wynikiem wzrostu zapotrzebowania społeczeństw na informację przestrzenną, czy raczej spowodowany jest rozwojem informatyki i poszukiwaniem przez nią nowych rynków?
Jack Dangermond: To interesujące pytanie, ponieważ sugeruje pani, że możliwe są tylko te dwie przyczyny. Na pewno jedną z nich jest to, że jesteśmy coraz bardziej funkcjonalnym społeczeństwem i mamy coraz bardziej negatywny wpływ na planetę. Dlatego podejmując działania, ludzie chcą uwzględniać zarówno wszystkie wpływające na nie czynniki, jak i potencjalne skutki. GIS jako technologia zintegrowana daje takie możliwości. W tym sensie zapotrzebowanie społeczne na informację geograficzną, a także na geograficzne podejście do tych wszystkich czynników jest jedną z sił napędowych rozwoju GIS. Jako specjalista od zagospodarowania przestrzennego i architektury krajobrazu zacząłem uczyć się obsługi komputera na studiach podyplomowych, ale nie było wtedy mowy o wykonywaniu map za jego pomocą. Kiedy następnie znalazłem się na Uniwersytecie Harvarda, gdzie dopiero zaczynano eksperymenty w tej dziedzinie, przekonałem się, że moja profesja może na tym zyskać. Ja i moi koledzy wspieraliśmy tę ideę jako sposób na lepsze projektowanie, a inni dostrzegli, że zmienia ona nie tylko metodykę architektury krajobrazu, ale także leśnictwa, gospodarki wodnej czy planowania. Oczywiście w tamtym czasie – bez postępu w zakresie technologii wspomagających obliczenia czy wyświetlanie grafiki, bez sieci komputerowych – nie moglibyśmy zrobić tego, co robimy dzisiaj. Dlatego uważam, że do rozwoju GIS przyczynia się kompleksowa ewolucja technologii i metod naukowych. To także ewolucja tego, jak społeczeństwo przyjmuje i jak przystosowuje innowacje technologiczne.
Dane mają zasadnicze znaczenie dla GIS-u. Jakie rodzaje geodanych powinny być dostępne za darmo i bez ograniczeń?
Odpowiedź na to proste pytanie jest bardzo złożona. Każdy kraj na świecie wypracował własną politykę w tym zakresie. Mam na ten temat swoje zdanie, ale przyjmuję również racje innych. Niektóre społeczeństwa wierzą, że dane przestrzenne powinny być dostępne jako kapitał społeczny, jak powietrze, woda, drogi czy inna infrastruktura publiczna (Stany Zjednoczone mogą być tego przykładem). Inne społeczeństwa organizują to w ten sposób, że wypracowują mechanizmy pokrywania przez użytkowników kosztów wytworzenia tych danych (np. w Wielkiej Brytanii). Obydwa modele funkcjonują i obydwa wywołują określone skutki. W moim kraju ten dostęp jest wolny, bo konstytucja gwarantuje, że rządowe dane mają być otwarte i dostępne dla wszystkich obywateli. To reakcja na to, że rządy europejskie nie ujawniały danych. Ta polityka otwartości dotyczy także danych przestrzennych. Myślę, że to dlatego GIS w USA rozwija się bardzo gwałtownie na wszystkich polach, bo jego zawartość jest dostępna, a opodatkowane jest tylko zbieranie danych. Powoduje to szerokie wykorzystywanie wiedzy geograficznej, co z kolei pozwala lepiej zarządzać i podejmować trafniejsze decyzje. Z drugiej strony mamy model odzyskiwania kosztów, w którym polityka udostępniania danych jest zinstytucjonalizowana, podatki płacone są zarówno przy okazji zbierania danych, jak i ich redystrybucji (czy to dla innych agencji, czy sektora prywatnego). Ale wtedy koszty biurokracji, często niezwykle wysokie, ograniczają szeroki dostęp i stosowanie GIS-u przez społeczeństwo. Jestem Amerykaninem i uważam, że wszystkie rządowe dane powinny być tworzone i udostępniane bezpłatnie. To powinien być kapitał społeczny. Ale patrząc realnie, trzeba przyznać, że dla pewnych organizacji rządowych może się to okazać niemożliwe i dlatego domagają się one zwrotu kosztów.
Pełna treść artykułu w grudniowym wydaniu GEODETY
powrót
|